Naser ma 13 lat. W październiku w pobliżu meczetu Silwan we wschodniej Jerozolimie został zatrzymany przez Izraelczyków pod zarzutem rzucania w nich kamieniami. „Zamaskowany facet złapał mnie za kark i uderzył w klatkę piersiową. Rzucił mnie na ziemię i uderzył w twarz. Rozkwasił mi wargę” – relacjonował arabski chłopiec w rozmowie z pracownikami izraelskiej organizacji broniącej praw człowieka B’Tselem.
„Potem ten mistaarew (izraelski policjant przebrany za Araba, którego zadaniem jest wyłapywać prowodyrów podczas zamieszek – red.) wrzucił mnie do białej, nieznakowanej toyoty – mówił Naser. – Tam już był inny chłopiec – Hassan. Leżeliśmy razem na podłodze samochodu. Z tyłu siedziało dwóch Izraelczyków w kapturach. Zaczęli nas bić, a my płakaliśmy. Byłem tak przerażony, że zsiusiałem się w majtki”.
Takich opowieści w opublikowanym wczoraj raporcie B’Tselem jest 30. Arabscy chłopcy z Jerozolimy Wschodniej opowiadają o brutalnych zatrzymaniach i upokarzających przesłuchaniach, jakim byli poddawani przez izraelskich policjantów. To tylko wierzchołek góry lodowej, w samej Jerozolimie w ciągu roku policja wszczęła 1,2 tysiąca spraw przeciwko nieletnim.
[srodtytul]Porwani z domów[/srodtytul]
– Wszyscy ci chłopcy są tylko podejrzani o udział w zamieszkach. Żaden nie został skazany, a mimo to traktowani są jak przestępcy. I to dorośli – mówi „Rz” działaczka B’Tselem Sarit Michaeli. – Niestety nasza policja łamie w taki sposób prawo. Wielu aresztowanych nie ma nawet 12 lat, a jest to w Izraelu wiek odpowiedzialności karnej. Wobec takich dzieci nie można prowadzić spraw karnych.