Amerykanie zawiedzeni polskimi żołnierzami

Amerykańscy żołnierze skarżą się tygodnikowi „Time”, że Polacy nie potrafili upilnować strefy Ghazni

Aktualizacja: 18.12.2010 12:48 Publikacja: 17.12.2010 19:24

Polscy żołnierze w Ghazni

Polscy żołnierze w Ghazni

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

Zdaniem Amerykanów 2600 polskich wojskowych pozwoliło w prowincji Ghazni odrodzić się bojówkom talibów, spacyfikowanym wcześniej przez 600 żołnierzy USA. Anonimowi żołnierze cytowani przez tygodnik „Time” twierdzą, że amerykański batalion musiał wrócić do Ghazni, bo Polacy tylko „wałęsali się po okolicy”, unikając walk.

– Jakby czekali, aż wrócimy i zwolnimy ich z posterunku – mówił jeden z żołnierzy.

Amerykanie uważają, że pod kontrolą Polaków nastąpił taki regres, że „praktycznie wszystko muszą zaczynać od początku”. W regionie zrobiło się niebezpiecznie, a ważna droga z Kandaharu do Kabulu znów zaczęła być pełna przydrożnych ładunków wybuchowych. – Zawiedliśmy, zostawiając ich samym sobie – stwierdził jeden z oficerów. Według Amerykanów pasywność polskich wojskowych może wynikać z obaw przed rozprawami przed polskim sądem za przypadkowe zabicie cywila.

– Amerykanie uważają, że talibów da się wybić. Tymczasem na jednego zabitego przychodzi dwóch nowych. Jeśli strategia ma polegać na tym, żeby się nie bać, że wśród ofiar mogą być cywile, to dobrze, że Polacy się boją. Bo w tej misji chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom kraju, a nie o obronę własnej niepodległości, kiedy trzeba się wykazywać skrajną determinacją – mówi „Rz” generał w stanie spoczynku Bolesław Balcerowicz.

Amerykanie krytykują też odgórne zarządzanie w polskiej armii, które – ich zdaniem – nie sprawdza się w walce partyzanckiej wymagającej błyskawicznych decyzji, oraz krótkie, sześciomiesięczne rotacje, które utrudniają prowadzenie długoterminowych działań. Oprócz tego zarzucają polskim dowódcom, że nie stosują m.in. odpowiednio taktyki kija i marchewki, potrzebnej do utrzymania wypracowanych przez oddziały USA dobrych relacji z lokalnymi władzami i siłami bezpieczeństwa.

– Z Amerykanami regularnie spotykamy się na szczeblu ministrów i dowódców i słyszymy zapewnienia, że polskie wojsko to mocny punkt na mapie Afganistanu. To dziwne, że na podstawie anonimowych wypowiedzi podważa się nasz wkład w misję – mówi „Rz” major Mirosław Ochyra, rzecznik Dowództwa Sił Operacyjnych. Dowództwo w oficjalnym komunikacie podkreśla, że również lokalne władze wysoko oceniają działalność Polaków.

Polska na własne życzenie przejęła odpowiedzialność za strefę Ghazni w 2008 roku. MON argumentował wtedy m. in., że polski wkład w misję był do tej pory niedoceniany. Nieoficjalnie mówiło się też, że chodzi o zdystansowanie się od strategii Amerykanów, która wywołuje niechęć cywilów do obcych wojsk. Chociaż Polska zwiększyła swój kontyngent do 2600 żołnierzy, w lecie tego roku wsparcia im musiały udzielić wojska USA. Amerykańscy oficerowie zaznaczają, że Polacy mają po prostu za mało ludzi i za słaby sprzęt jak na taką prowincję jak Ghazni. Poza tym talibowie urośli też w siłę w wielu innych miejscach na południu i wschodzie kraju.

Amerykanie krytykują anonimowo nie tylko polskich wojskowych, ale ogólnie sojuszników z NATO, którzy są skrępowani najróżniejszymi przepisami, m.in. zakazem walki w nocy lub zakazem poruszania się bez ambulansu w konwoju, co wyklucza piesze patrole. Te ograniczenia nie obowiązują Polaków.

[ramka][srodtytul]Opinia: gen. Stanisław Koziej, Biuro Bezpieczeństwa Narodowego[/srodtytul]

Gorzej jest w całym Afganistanie, nie tylko w Ghazni. Sojusznicy nie powinni narzekać, bo nie nakładamy ograniczeń na nasze wojska, jak robią to inni. Ale niepotrzebnie wzięliśmy odpowiedzialność za strefę, gdy było wiadomo, że nie stać nas na samowystarczalność. W Afganistanie byliśmy, jesteśmy i będziemy uzależnieni od sojuszniczego wsparcia. Ten nielogiczny status powinniśmy zmienić do 2012 r., kończąc misję bojową albo ją ograniczając do minimum. W obu wypadkach oznaczałoby zdanie odpowiedzialności za strefę. —not. lor[/ramka]

[i]Jacek Przybylski z Waszyngtonu [/i]

Zdaniem Amerykanów 2600 polskich wojskowych pozwoliło w prowincji Ghazni odrodzić się bojówkom talibów, spacyfikowanym wcześniej przez 600 żołnierzy USA. Anonimowi żołnierze cytowani przez tygodnik „Time” twierdzą, że amerykański batalion musiał wrócić do Ghazni, bo Polacy tylko „wałęsali się po okolicy”, unikając walk.

– Jakby czekali, aż wrócimy i zwolnimy ich z posterunku – mówił jeden z żołnierzy.

Pozostało 90% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 989
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 988
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 987
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 986
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 985
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni