Hiszpańska Federacja Hotelarzy zamierza się zwrócić do rządu o zawieszenie niezwykle restrykcyjnej ustawy o zakazie palenia w miejscach publicznych, która weszła w życie 2 stycznia. Jak twierdzi, zakaz zwiększy bezrobocie i pogłębi kryzys gospodarczy. Właściciele, których poprzednia reforma prawa zmusiła do wydzielenia osobnych miejsc dla palących i niepalących, wystąpią do władz o odszkodowania za niepotrzebne inwestycje.
Wczoraj odbyła się (w mieście Palencia) pierwsza demonstracja hotelarzy i restauratorów. „Całkowity zakaz. Ruina branży” – głosiły hasła na plakatach. Zapowiadane są protesty w innych miastach.
W obronie branży i palaczy wystąpiła nawet rzeczniczka praw człowieka Maria Luisa Cava de Llano. Zwróciła się do rządu o opracowanie prawa, które pogodzi interesy wszystkich i nie będzie „szkodziło nikomu”. „Ludzie są zmęczeni zakazami, potrzebują swobody ruchu, by móc sami wyczuć, co przeszkadza innym, a co nie” – uważa.
Negatywne skutki ustawy antynikotynowej to nie tylko hiszpański problem. Zakaz palenia był ciosem dla brytyjskich pubów, w których w oparach dymu bywalcy oddawali się konsumpcji, oglądaniu meczów, graniu w rzutki czy bilard.
Od wprowadzenia nowych przepisów w 2007 r. w Anglii puby zaczęły znikać w tempie 36 na tydzień. Głównie na prowincji. Sprzedaż piwa spadła o 10 proc. Więcej osób kupowało tańszy alkohol w sklepiku na rogu albo w supermarkecie i paląc papierosy, wypijało go, siedząc na ławce.