„To, co się obecnie dzieje, pokazuje, że należy porzucić nadzieję, iż ten rząd poprawi stan swobód obywatelskich i politycznych" – komentuje jeden z przywódców kubańskiej opozycji Elizardo Sánchez. „Najbardziej niepokojące jest to, że ten scenariusz będzie kontynuowany, chyba że zdarzy się cud" – dodaje opozycjonista cytowany przez wychodzącą w Miami gazetę „El Nuevo Herald".
Cudem byłaby ostra reakcja Zachodu, który – pochłonięty kryzysem – nie ma czasu na zajęcie się Kubą. Do pójścia w ślady Arabów zaprowadzających w swych krajach demokrację wezwał natomiast Kubańczyków Barack Obama. – Przyszedł czas, by to samo wydarzyło się na Kubie – powiedział wczoraj prezydent podczas spotkania z hiszpańskojęzycznymi mediami w USA.
Do najbrutalniejszych represji doszło w czasie weekendu, gdy bojówki Związku Młodzieży Komunistycznej i proreżimowych studentów napadły na członkinie organizacji skupiającej żony i matki więźniów politycznych. Obrońcy praw człowieka mówią o setkach aresztowań w całym kraju od początku września. To największa fala represji od dziesięciu lat.
Zeszłoroczny laureat unijnej nagrody Sacharowa Guillermo Farinas twierdzi, że pogarszająca się sytuacja gospodarcza, przede wszystkim brak żywności i fatalny stan transportu, grozi masowymi protestami, a reżim się obawia, że „opozycja będzie detonatorem i katalizatorem tego wielkiego społecznego niezadowolenia".