Jednym jest oficer Straży Przybrzeżnej, kapitan Gregorio De Falco, który rozkazał dowódcy wycieczkowca „Costa Concordia" wrócić na pokład i kierować operacją ratowania podróżnych.
Drugim jest kapitan Francesco Schettino, okrzyknięty już przez prasę tchórzem za to, że uciekł w trudnej sytuacji. Został oskarżony i znajduje się na razie w areszcie domowym.
- Słuchaj Schettino, może uratowałeś się na morzu, ale ja dam ci wycisk. Zrobię, że zapłacisz za to. Wracaj na pokład, ty ch...! — krzyczał De Falco na Schettino w 4-minutowej rozmowie radiowej, ujawnionej we wtorek.
Pracownik kapitanatu portu w Livorno powiedział dosłownie: "Vada a bordo, cazzo!" To ostatnie sowo we włoskim slangu oznacza męski organ płciowy, ale jest często używane dla podkreślenia poprzednich słów, coś w rodzaju: "do diabła", "do cholery".
Kapitan De Falco stał się natychmiast bohaterem narodowym. Jego ostatnie słowa nadrukowano na koszulki, podchwycili je również Hiszpanie i Portugalczycy.