Mustafa Ahmadi Roszan miał 32 lata. Był jednym z najlepiej zapowiadających się chemików pracujących nad programem nuklearnym Iranu. Kierował jednym z kluczowych departamentów zakładu w Natanz w prowincji Isfahan, który zajmuje się wzbogacaniem uranu. Feralnego dnia w połowie stycznia jechał do Teheranu, gdy nagle do jego samochodu podjechało dwóch zamaskowanych mężczyzn na motorze.
Jeden z zamachowców przyczepił do boku pojazdu bombę magnetyczną, drugi w tym momencie dodał gazu. Motor z piskiem opon odjechał, a samochód – Peugeot 405 – wyleciał w powietrze. Eksplozja była tak potężna, że z pojazdu niewiele zostało. Zginęli: Roszan, towarzyszący mu pasażer oraz szofer.
Atak był kolejnym z serii zamachów na irańskich naukowców nuklearnych, do których doszło w ostatnich latach. Za każdym razem reżim ajatollahów oskarżał „syjonistycznych agentów". Izrael zaś za każdym razem zaprzeczał, jakoby jego służby miały z tym cokolwiek wspólnego. Teraz jednak – jak donosi amerykańska telewizja NBC News – trop ten potwierdzają także urzędnicy z USA.
Dziennikarze, powołując się na źródła dyplomatyczne, ujawnili, że Mossad szkoli zamachowców, których następnie przerzuca do Iranu. Izraelczycy mieli w latach 2007 – 2008 podawać się za agentów CIA i rekrutować w Pakistanie członków antyirańskiej grupy terrorystycznej Dżundallah. Wszystko to służby państwa żydowskiego robiły za plecami amerykańskiego sojusznika, co podobno wywołało wściekłość ówczesnego prezydenta George'a W. Busha.
Według NBC do ostatnich zamachów Izraelczycy wykorzystali członków innej radykalnej irańskiej organizacji – Mudżahedinów Ludowych. Grupy łączącej w swojej ideologii islam z marksizmem. Tym razem administracja Baracka Obamy podobno o wszystkim wie, ale – jak zapewnili informatorzy NBC – nie ma z całym procederem nic wspólnego. Według nich to Izrael od lat wspiera finansowo (i nie tylko) irańskie organizacje walczące z reżimem ajatollahów.