O ile kraje Ameryki Północnej, Stany Zjednoczone i Kanada – które są głównym rynkiem dla produkowanych w Ameryce Południowej narkotyków – zdecydowanie sprzeciwiają się jakiejkolwiek wersji ich legalizacji, to państwa Ameryki Łacińskiej, zwłaszcza te kierowane przez lewicowych przywódców, widzą to inaczej. Pokazała to dyskusja na szczycie Ameryk w kolumbijskiej Kartagenie.
Według prezydenta Kolumbii Juana Manuela Santosa kontynuowanie obecnej polityki w kwestii narkotyków byłoby jak jazda na stacjonarnym rowerze treningowym – duży wysiłek, a efekty niewielkie. – Nadszedł czas, by po prostu przeanalizować, czy robimy to, co jest naprawdę potrzebne, czy też może by znaleźć jakąś alternatywę, która byłaby bardziej efektywna i mniej kosztowna dla społeczeństwa – powiedział.
Jak podkreślił, są dwie krańcowe możliwości – „wsadzenie wszystkich użytkowników narkotyków do więzień" i legalizacja narkotyków. Tymczasem jego zdaniem należy się przyjrzeć kompromisowym rozwiązaniom, na przykład dekryminalizacji ich używaniu, przy dokładnym egzekwowaniu zakazu produkcji.
Zdaniem ekspertów, Ameryka Południowa zmęczona jest już polityką amerykańską. Jak napisał znany komentator Daniel Pacheco w kolumbijskim piśmie „El Spectador", „formuła, że USA dostarczają pieniądze (na walkę z kartelami narkotykowymi – przyp. red.), a w zamian otrzymują trupy, już nie działa". Prezydent Gwatemali Otto Perez – będąc sojusznikiem Waszyngtonu – otwarcie głosi, że ta polityka po prostu zawiodła.
Pojawiają się więc sugestie, by niektóre narkotyki – na przykład marihuanę – potraktować jak dziś traktuje się alkohol, czyli zezwolić na sprzedawanie, ale pod pewnymi warunkami i przy ścisłej kontroli państwa.