Od lipca do grudnia rotacyjną prezydencję w UE sprawuje Cypr. Koń trojański Rosji w UE – mówią o nim niektórzy. Pytam o tę opinię ministra ds. europejskich Andreasa Mawrojannisa, w czasie konferencji prasowej w Brukseli. – Nie ukrywamy, że mamy bliską współpracę z Rosją, ale nie trwa ona od dziś
– odpowiada. Rosjanie inwestują na Cyprze, ale nie po to, aby przejmować cypryjską gospodarkę. Chcą płacić niższe podatki (stawka dla przedsiębiorstw to tylko 10 proc.) od zysków z inwestycji, których potem ich cypryjskie spółki dokonują w Rosji. Cypr często jest oskarżany o pomoc w praniu rosyjskich brudnych pieniędzy, ale i tę krytykę odrzuca.
– Spełniamy wszystkie unijne standardy. Nie można nam czynić zarzutu z dobrych relacji z państwem trzecim – mówi Mawrojannis.
Pieniądze bez warunków
Kolejny zarzut, tym razem z konferencji prasowej w Nikozji, dotyczy przymykania oczu na dostawy rosyjskiej broni za pośrednictwem Cypru dla reżimów objętych embargiem. Tym razem denerwuje się prezydent Dimitris Christofias. – Niewiarygodne, ile opowiada się bajek na temat Cypru. Nie ma na to żadnego dowodu – odpowiada.
Cypryjczycy są zmęczeni zarzutami o rosyjskie wpływy i zaprzeczają zależności. – To problem Rosji, że nie płaci się tam podatków. Naszej suwerenności to nie ogranicza – mówi w nieoficjalnej rozmowie przedstawiciel cypryjskiego rządu. Ze swoich specjalnych relacji Cypryjczycy chcą odnosić korzyści finansowe i polityczne, po to by nie poddawać się nadmiernej jurysdykcji Brukseli. I to w sytuacji gdy cypryjskie banki potrzebują pilnie dokapitalizowania po tym, gdy kupowały greckie obligacje i udzielały kredytów firmom zaprzyjaźnionego kraju. Po Grecji, Irlandii, Portugalii i Hiszpanii są piątym państwem strefy euro, które musi poprosić o zagraniczną pomoc. Ponieważ jednak kraj jest mały, to i kwota pomocy niewielka – zaledwie 10 mld euro.