Na Downing Street 10 w tym tygodniu miało miejsce nietypowe zdarzenie. Premier David Cameron, który rządzi Wielką Brytanią z ramienia Partii Konserwatywnej, zorganizował bankiet dla przedstawicieli społeczności lesbijek, gejów, biseksualistów i transseksualistów. Podczas imprezy szef rządu dał osobistą gwarancję, że do 2015 roku zalegalizuje małżeństwa homoseksualne.
Cameron podczas swojego wystąpienia chwalił lewicowego premiera Tony'ego Blaira za legalizację związków partnerskich. Dostało się za to Kościołowi anglikańskiemu za to, że „zamyka się na homoseksualistów". Premier skrytykował także własną partię, która „za długo w tym sporze była po złej stronie barykady". Słowa te wprowadziły zaproszonych gości w zachwyt, wywołały natomiast przerażenie wśród wielu konserwatywnych wyborców.
Protestują również brytyjscy katolicy. - Cameron wykazał się nietolerancją i uprzedzeniem wobec wyznawców Chrystusa. To szczyt arogancji mówić Kościołom, które przekonania religijne mogą kultywować, a których nie. Trudno się dziwić, że chodzący do kościoła Brytyjczycy bardzo podejrzliwie podchodzą do intencji premiera - powiedział „Rz" rzecznik Instytutu Katolickiego w Newcastle.
Chrześcijanie i konserwatywni wyborcy są oburzeni, ale na pewno nie zaskoczeni. Cameron od dłuższego czasu skręca bowiem w lewo. Jeszcze przed 2010 rokiem, gdy został premierem, zszokował wielu kolegów ze swojej partii, proponując, aby na pasażerów samolotów nałożyć specjalny ekologiczny podatek.
Przedstawiając propozycję nowego kursu, jaki jego zdaniem powinna obrać UE, za trzy najważniejsze wyzwania stojące przed organizacją uznał globalne ocieplenie, głód na świecie oraz globalizację. W programie torysów próżno było szukać wzmianki o obronie tradycyjnych brytyjskich wartości. Zamiast tego mówiono o tolerancji.