Te kraje to: Rosja, Chiny, Syria, Kuba, Iran, Korea Płn., Białoruś, Boliwia, Nikaragua, Birma, Zimbabwe oraz Wenezuela. Wszystkie te kraje mają oczywiście jedną wspólną cechę – rządzący w nich populiści albo w ostatnich latach rozprawiali się z falą protestów własnych podwładnych domagających się większych swobód politycznych lub gospodarczych, albo wybuchu takich protestów się obawiają.
Ich sprzeciw przeciwko rezolucji potępiającej prezydenta Syrii za mordowanie własnych obywateli (z projektu rezolucji usunięte zostało nawet żądanie jego odejścia) nie jest tak naprawdę obroną Baszira Assada, lecz raczej próbą uniknięcia krytyki własnych rządów.
We wszystkich tych dwunastu krajach demokracja albo bowiem w ogóle nie funkcjonuje, ale jest w mniejszym lub większym stopniu ograniczona.
ONZ jest w sprawach Syrii sparaliżowana protestami Rosji i Chin w Radzie Bezpieczeństwa NZ. W czwartek do dymisji podał się sfrustrowany brakiem wyników specjalny wysłannika sekretarza generalnego ONZ do Syrii Kofi Annan.
Przyjęta przez Zgromadzenie Ogólne rezolucja nie ma mocy prawnej. Domaga się m.in. zaprzestania ataków na ludność cywilną, ochrony składów z bronią chemiczną i potępia reżim m.in. za używanie przemocy wobec dzieci.