Z sygnałów płynących z rządu i od epidemiologów wynika, że jesienią czeka nas druga fala koronawirusa. Choć premier Mateusz Morawiecki jeszcze w czerwcu zapowiadał, że od września wraca nauka stacjonarna, dziś wydaje się, że rząd powoli zaczyna się z tej deklaracji wycofywać.
Wiceminister zdrowia Waldemar Kraska mówił w ostatni poniedziałek, że decyzja o tym, czy dzieci we wrześniu zasiądą w szkolnych ławkach, zostanie podjęta dopiero w ostatnim tygodniu sierpnia. - Wszystko zależeć będzie od sytuacji epidemiologicznej – powiedział w Programie 3 Polskiego Radia.
Nic nie wskazuje jednak na to, by ta była zadowalająca. Lekarze zakaźnicy biją na alarm i podkreślają, że łóżka szpitalne znów zaczynają się zapełniać. W czwartek resort zdrowia poinformował o rekordowych 615 nowych zakażeniach, a od tego czasu wynik ten został pobity aż dwukrotnie. W piątek nowych zakażeń było aż 657, w sobotę - jeszcze o jeden więcej.
Poniedziałkowa deklaracja ministra Kraski to już kolejny sygnał o tym, że szkoły jesienią mogą pozostać zamknięte. W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Edukacji Narodowej poinformowało o tym, że opracowuje specjalne przepisy umożliwiające dyrektorom szkoły zamknięcie placówki w sytuacji, gdy pojawi się w niej zagrożenie zakażeniem. Zapowiedź ta jednak spotkała się z ogromnym protestem środowiska nauczycielskiego, które jest przekonane, że jest to nic innego jak przerzucanie odpowiedzialności z rządu na dyrektorów. Rozwiązanie bezpieczne dla władzy tym bardziej, że coraz więcej rodziców na pretensje o to, że zostały odmrożone niemal wszystkie dziedziny gospodarki i życia społecznego poza szkolnictwem.
W sondażu, przeprowadzonym przez SW Research dla „Rzeczpospolitej”, za powrotem uczniów do szkół od 1 września opowiedziało się 47,2 proc. ankietowanych. O tym, że lekcje nadal powinny odbywać się zdalnie, tak jak przez ostatnie miesiące poprzedniego roku szkolnego, przekonanych jest 30,5 proc. respondentów.