„Jak będzie wyglądała ta kara, możliwe, że wcale się nie dowiemy" – uważa Stephanie Kleine-Ahlbrandt, dyrektor sekcji północno-wschodniej Azji w International Crisis Group.
Pjongjang rozwścieczył wczoraj świat testem nuklearnym, ale najbardziej znamienna w skutki może być reakcja Pekinu, ostatniego sojusznika Korei Północnej. – Chińczycy ostrzegali, by Korea tego testu nie przeprowadzała. Teraz Pekin czuje się upokorzony – uważa Mark Fitzpatrick z Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych. I podobnie jak inni eksperci, zastanawia się, co będzie dla Chińczyków ważniejsze: powstrzymanie Korei Północnej przed wejściem do nuklearnego klubu czy dbanie o to, by ten kraj się nie rozsypał.
O czwartej nad ranem czasu polskiego ośrodki sejsmologiczne odnotowały silny wstrząs z epicentrum 380 km od Pjongjangu. Wybuch był dwa razy mocniejszy niż ten z 2009 r. (pierwsza koreańska próba, w 2006 r., była nieudana). Zaskoczenia jednak nie było. KRLD od dłuższego czasu zapowiadała próbę nuklearną.
Brak zaskoczenia potwierdza spokojna reakcja azjatyckich rynków finansowych. „Wszyscy wiedzieli, że ten test będzie. Nie było tylko wiadomo, kiedy i czy będzie udany. Rynki to uwzględniały" – mówił w BBC Jasper Kim, założyciel Asia-Pacific Global Research Group.
Oficjalna północnokoreańska agencja KCNA podała, że test atomowy to odpowiedź na „oburzającą" wrogość USA, które „agresywnie" podważają prawo Korei Północnej do wystrzeliwania satelitów (w grudniu Pjongjang informował o wystrzeleniu na orbitę satelitę, ale zdaniem reszty świata był to zakamuflowany test rakiety dalekiego zasięgu, za co Rada Bezpieczeństwa nałożyła na KRLD sankcje). – Jeśli teraz pojawią się nowe sankcje, będą kolejne próby atomowe – zapowiedział Pjongjang.