Przywódcy tylko czterech państw Unii zbojkotowali wtorkowy szczyt w Paryżu poświęcony tworzeniu miejsc pracy dla młodych. Największym nieobecnym był David Cameron. Wielka Brytania konsekwentnie odmawia Unii prawa do zajmowania się polityką socjalną: to jej zdaniem kompetencje czysto narodowe. Wobec zbliżającego się referendum europejskiego Cameron w tej sprawie nie może pozwolić sobie na żaden kompromis.
Pozostali przywódcy wolą udawać, że trwająca od lat próba koordynacji walki z bezrobociem na poziomie europejskim tym razem może być skuteczna. Poprzeczkę postawiono wyjątkowo wysoko. Bruksela miałaby wprowadzić „gwarancję na rzecz młodych": zobowiązanie, że każdy mieszkaniec Unii, który nie ukończył 25. roku życia, najdalej w ciągu czterech miesięcy albo uzyska etat, albo kurs zawodowy, który podniesie jego kwalifikacje.
Na razie do tego bardzo daleko. W całej Wspólnocie bez żadnego zajęcia pozostaje prawie co czwarty (23,5 proc.) młody człowiek. To przeszło pięć milionów osób. Dramatyczna jest sytuacja w Grecji (57,5 proc.), Hiszpanii (56,5 proc.) i Włoszech (40,4 proc.). Ale także we Francji (26,1 proc.) i Polsce (26,3 proc.) zdobycie pracy dla młodych jest bardzo trudne.
Receptą na sukces mają być pieniądze. Do końca 2015 roku Bruksela wyda na walkę z bezrobociem młodych łącznie 45 mld euro. 21 mld będzie pochodziło z Europejskiego Funduszu Społecznego, 18 mld w postaci długoterminowych kredytów wysupła Europejski Bank Inwestycyjny (EBI), a 6 mld w ramach specjalnego pakietu uruchomi Komisja Europejska. Jednak eksperci ostrzegają, że nie tędy droga.
– Przykładem muszą być Niemcy, bo z dużych krajów Unii tylko one osiągnęły sukces (jedynie 7,7 proc. młodych do 25. roku życia nie ma tu pracy – red.) – mówi „Rz" Erik Bergloef, główny ekonomista Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR). – To efekt braku pensji minimalnej oraz doskonałego systemu szkolnictwa zawodowego – dodaje.