David Cameron w minionym roku zapowiedział, że jeśli konserwatyści wygrają wybory parlamentarne w 2015 r., to dwa lata później Brytyjczycy sami rozstrzygną, czy ich kraj powinien pozostać we Wspólnocie czy nie. Szef rządu chciał w ten sposób osiągnąć podwójny cel: powstrzymać wzrost notowań konkurencyjnej, eurosceptycznej UK Independence Party i utrzymać w ryzach eurosceptyczną frakcję w samej Partii Konserwatywnej.
Jednak na 16 miesięcy przed wyborami Cameron żadnego z tych celów nie osiągnął. W sondażach UKIP notuje bardzo silne poparcie (16 proc.), a konserwatyści (30 proc.) wyraźnie ustępują Partii Pracy (37 proc.).
Nie będzie?zmiany traktatu
Co gorsza, eurosceptycy zdołali przekonać większość opinii publicznej, że Wielka Brytania będzie lepiej prosperować poza Unią niż w jej ramach. Z najnowszego sondażu YouGov wynika bowiem, że jeśli obecne warunki członkostwa się nie zmienią, to 45 proc. Brytyjczyków opowie się za Brixit (wyjściem kraju z UE), ale tylko 32 proc. za utrzymaniem obecnego stanu rzeczy. Te proporcje zmieniają się tylko, jeśli Cameronowi udałoby się doprowadzić do „zasadniczej renegocjacji warunków członkostwa" i przeniesienia znaczących uprawnień z Brukseli do Londynu. Wówczas 52 proc. ankietowanych chciałoby pozostania we Wspólnocie, a tylko 23 proc. opowiadałoby się za wyjściem kraju z Unii.
Cameron od wielu miesięcy obiecywał, że do takiej renegocjacji doprowadzi. Konkretów jednak unikał. Dopiero w minioną niedzielę oświadczył, że będzie domagał się ograniczenia swobody przepływu osób oraz obcięcia części subwencji socjalnych dla imigrantów, w tym dodatków dla dzieci, które nie mieszkają z rodzicami w Zjednoczonym Królestwie.
– Na realizację tego postulatu nie ma najmniejszych szans. To wymaga jednomyślnego poparcia krajów członkowskich dla zmiany traktatu o UE. O tym, aby się na to zgodziły Niemcy czy Francja, nie ma mowy – przekonuje „Rz" Simon Tilford, ekspert Center for European Reform (CER) w Londynie.