Nowe regulacje wprowadził na kilka miesięcy przed wyborami starający się o reelekcję prezydent Nicolas Sarkozy. Chciał wyjść naprzeciw oburzeniu Francuzów na piratów drogowych. Ze statystyk policji wynika bowiem, że aż w 40 proc. wypadków śmiertelnych biorą udział kierowcy z niedozwoloną ilością alkoholu we krwi. Sondaże wskazywały wówczas, że aż 66 proc. Francuzów popiera obowiązek posiadania alkomatu w aucie.
Pałac Elizejski zadekretował, że od 1 lipca 2012 każdy kierowca będzie musiał mieć w samochodzie albo jednorazowy alkomat chemiczny, albo aparat wielokrotnego użytku. Jeśli policjant stwierdzi, że takowego nie ma, automatycznie nakłada na kierowcę 11 euro grzywny. W alkomaty miały być także wyposażone wszystkie bary, kluby i restauracje, w których są serwowane napoje z procentami.
Raz uchwalone przepisy musiał już wprowadzić w życie następca Sarkozy'ego Francois Hollande, który wygrał wybory w maju 2012 r. Nie był tym zachwycony. Jednorazowych alkomatów zabrakło do tego stopnia, że urządzenie, które miało kosztować 1 euro, było do zdobycia za przynajmniej siedmiokrotnie wyższą cenę.
Jeśli kierowca alkomatu nie pokaże, mandatu nie zapłaci
– Wydawało nam się, że jednorazowe alkomaty nie mają już przyszłości, zostaną zastąpione przez urządzenia wielokrotnego użytku. A tu nagle pojawił się rynek przynajmniej 100 mln potencjalnych klientów. Dzięki temu zatrudniliśmy do produkcji 1500 nowych pracowników – cieszyła się dyrekcja Pelimex, jednego z nielicznych wytwórców tanich alkomatów we Francji.