By pchnąć naszego wschodniego sąsiada na nowe tory gospodarcze i polityczne, potrzebne są przede wszystkim fundusze. Tylko one pozwolą mu zreformować państwo i podnieść poziom życia społeczeństwa. Niezbędny jest więc nowy europejski plan Marshalla. W Brukseli o wielkim planie na razie się nie rozmawia, pozostaje się przy złożonych już wcześniej propozycjach, które jednak są niewystarczające. Nie zaspokajają potrzeb i aspiracji ukraińskiego społeczeństwa.
W grę wchodzi pomoc w wysokości 25–35 mld dolarów w ciągu dwóch–czterech lat. W znacznej części byłyby to środki, które Ukraina zwróci po paru latach. Jednak potrzebna będzie też pomoc bezzwrotna. 12–15 mld należałoby przeznaczyć na natychmiastową ochronę Kijowa przed bankructwem, czyli na finansowanie budżetu. Około 8 mld wymaganych jest, by zrównoważyć skutki ewentualnego wycofania się Moskwy z obniżki cen gazu. Kolejne nawet 5 mld dolarów kosztowałoby wsparcie ukraińskich firm przed kosztami możliwej wojny handlowej wywołanej przez Rosję. By ta operacja przypominała powojenny plan Marshalla, konieczne byłyby jeszcze duże pieniądze na odbudowę infrastruktury i wsparcie przemysłu.
Ale zebranie takich pieniędzy wymaga solidarnych działań całej Europy, a także USA. Tymczasem brakuje takiej determinacji. Jedynie w Polsce pojawiły się pomysły na plan wielkiej pomocy finansowej. Jednak unijny budżet do 2020 r. jest już przyjęty. Została jedynie możliwość sięgnięcia po pożyczkę z MFW oraz od Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Ale wszystko to obwarowane jest szczegółowymi warunkami. Nawet kraje UE, jak Grecja czy Portugalia, nie mogły liczyć na darmową pomoc. Ukraina może liczyć na wsparcie Polski, która mogłaby zwołać międzynarodową konferencję donatorów. Takie inicjatywy już były w przypadku np. Darfuru, Mali i Syrii. Pieniądze zebrane przy tej okazji pochodzą od rządów, organizacji międzynarodowych czy fundacji.
– Jeśli na Ukrainie powstałby nowy rząd, można by pomyśleć o jakiejś nowej formie pomocy. Ale tylko pod warunkiem, że wprowadziłby on efektywne mechanizmy walki z korupcją. Bo do tej pory pomoc dla Ukrainy była często rozkradana – mówi „Rz" Andrew Wilson, ekspert brukselskiego think tanku ECFR. Potrzebne więc byłoby wymuszenie odpowiednich reform prorynkowych i system kontroli wydawania pieniędzy.
Natomiast nie ma co liczyć na przychylność Rosji. – Wiemy doskonale, że celem takiego planu nie byłaby realna pomoc Ukrainie, lecz szkodzenie Rosji – mówi „Rz" Siergiej Markow, szef moskiewskiego Instytutu Badań Politycznych, blisko związany z Kremlem.