Jeżeli uda się uratować Zjednoczone Królestwo w obecnym kształcie, będzie to przede wszystkim zasługa Gordona Browna. W 2010 r. premier ustępował po największej przegranej laburzystów od 1931 r. Brytyjczycy oskarżali człowieka, który przez dziesięć lat był ministrem finansów i kolejne trzy kierował rządem, o doprowadzenie do największego kryzysu finansowego właśnie od lat 30.
Kiedy jednak trzy tygodnie temu poparcie dla zwolenników niepodległości Szkocji zaczęło gwałtownie rosnąć, przekraczając w niektórych sondażach nawet 50 proc., zwolennicy ratowania jedności kraju odsunęli na bok kompetentnego, ale dość nudnego Alistaira Darlinga i z Browna uczynili nieformalnego lidera kampanii „Better Together". Ten zaś postawił na emocje.
– Szkocja nie należy do mnie, nie należy też do Szkockiej Partii Narodowej. Ona należy do nas wszystkich – apelował w środę w Glasgow. Akcent Browna, syna pastora Kościoła Szkocji, dodawał wiarygodności wystąpieniu.
Sukces nacjonalistów to wynik przejścia wyborców tradycyjnie bardzo silnej w Szkocji Partii Pracy do obozu zwolenników niepodległości. W opublikowanej latem książce „Moja Szkocja, nasza Wielka Brytania" Brown nakreślił plan głębokiej decentralizacji kraju, co jego zdaniem jest jedynym sposobem zapobieżenia secesji. Na ostatniej prostej kampanii konserwatywny premier David Cameron uznał, że nie ma wyjścia: trzeba poprzeć pomysł dotychczasowego rywala. Brown chce, aby parlament w Edynburgu uzyskał prawo do ściągania podatków, które finansowałyby aż 40 proc. budżetu Szkocji. W takim układzie Westminster zachowałby tylko kluczowe uprawnienia dotyczące obrony, polityki zagranicznej i zabezpieczeń społecznych. Arbitrem między Szkocją, Anglią, Walią i Irlandią Północną miałaby być Izba Lordów, której członkowie pochodziliby z wyboru. Uzyskałaby ona prawo do wstrzymania na dwa lata ustawy, której sprzeciwia się któryś z regionów kraju.
W razie zwycięstwa przeciwników niepodległości Szkocji to Brown będzie odpowiedzialny za przekształcenie państwa w federację. Ale 63-letni Szkot już wcześniej podejmował strategiczne dla przyszłości kraju decyzje. W latach 1997–2007, jako najdłuższy stażem minister finansów w nowożytnej historii państwa, to on doprowadził do zasadniczej liberalizacji rynków kapitałowych, co przyczyniło się do wybuchu kryzysu finansowego. Jednak już jako premier Brown powstrzymał upadek City, zapowiadając, że nie dopuści do bankructwa choćby jednego banku, jak to się stało w USA z Lehman Brothers, i uruchamiając wart 500 mld funtów specjalny fundusz gwarancyjny.