Zdziwienie musi niewątpliwie budzić linia obrony przywódcy bośniackich Serbów, który utrzymuje, że o najważniejszej przypisywanej mu zbrodni wojennej, czyli o masakrze muzułmańskich mężczyzn w Srebrenicy... nic nie wiedział.
Karadžic przed trybunałem w Hadze broni się sam, ma jednak „doradcę prawnego". Występujący w tej roli Peter Robinson przekonywał w czwartek, że plany likwidacji kilku tysięcy ludzi w lipcu 1995 r. w istocie „ukrywano przed nim". „Oskarżenie nie zdołało udowodnić, że zabijanie oraz przetrzymywanie więźniów w fatalnych warunkach były działaniami celowymi dla zlikwidowania pewnej grupy ludności, czyli ludobójstwem" – przekonywał przed sadem Robinson.
Z kolei sam Karadžić uznał, że całe oskarżenie jest w istocie wymierzone w naród serbski, który ma stać się kozłem ofiarnym historii. Ta linia obrony w oczywisty sposób wskazuje na propagandowe cele Karadžicia, który podobnie jak wcześniej Slobodan Milošević usiłuje wykorzystać proces dla zbudowania własnej legendy jako cierpiącego za cały naród przywódcy.
Trudno uwierzyć, by przywódca samozwańczego państwa i zwierzchnik jego sił zbrojnych przez kilka lat żył w stanie tak wielkiej nieświadomości jak utrzymuje obrona. Trudno też przypuszczać, by wierzył w możliwość obalenia aktu oskarżenia i triumfalnego wyjścia na wolność. Chodzi jednak o to, by w oczach Serbów uchodzić za ofiarę światowej zmowy przeciwko nim.
Międzynarodowy Trybunał Karny dla byłej Jugosławii postawił do tej pory zarzuty 161 osobom uważanym za głównych sprawców i inicjatorów zbrodni. Od czasu aresztowania latem 2011 r. Gorana Hadžicia, przywódcy Serbów z Chorwacji żaden z najważniejszych winowajców nie przebywa już na wolności. W tym sensie międzynarodowy wymiar sprawiedliwości odniósł sukces (choć okazał się przy tym powolny i kosztowny).