Brukselscy korespondenci nie kryli zdziwienia, kiedy w czwartek (18.12) krótko po godz. 23:00 nowy przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk ogłosił, że unijny szczyt zostanie skrócony o jeden dzień. Zwykle przedstawiciele państw i szefowie rządów 28 krajów UE nie ustają w sporach, co prowadzi do przedłużenia obrad. Tym razem było inaczej. Dla Tuska był to pierwszy szczyt, któremu przewodniczył. Jako premier Polski wziął udział w 47 spotkaniach tego typu i uchodzi za obytego w materii. Jako szef Rady Europejskiej umieścił tylko dwa punkty na porządku obrad: przyszłą politykę UE wobec Rosji i pakiet inwestycyjny UE, który ma rozkręcić europejską gospodarkę. Obydwa tematy były bezsporne, a wszystkie inne będą przedmiotem obrad w lutym przyszłego roku.
Sankcje zostają
Nic dziwnego, że tempo było szybkie. W sprawie Rosji wszyscy są „całkowicie zgodni", zaznaczyła kanclerz Angela Merkel i UE pozostaje wierna swojej podwójnej strategii. Sankcje gospodarcze pozostają w mocy, a jednocześnie Unia pragnie utrzymać wszystkie kanały służące dyplomatycznemu rozwiązaniu konfliktu o wschodnią Ukrainę i anektowany Krym.
Merkel podkreśla, że od czasu ubiegłorocznego spotkania na szczycie z Ukrainą w Wilnie, kiedy ówczesny rząd Ukrainy pod naciskiem Rosji wypowiedział współpracę z UE, strategia była zawsze jasna. – Pokazaliśmy, że jako UE odpowiadamy na takie wyzwania jednym głosem. Z jednej strony tym, że wysłaliśmy Rosji jasny sygnał, z drugiej - że ciągle sygnalizowaliśmy gotowość kompromisu, a po trzecie, że udzieliliśmy poparcia Ukrainie – powiedziała niemiecka kanclerz.
Merkel, podobnie jak doskonała większość szefów państw i rządów krajów UE, jest przekonana, że sankcje nie mogą zostać poluzowane. Za osłabieniem restrykcji opowiadają się z kolei Włochy i Czechy, bo ograniczenia handlowe negatywnie wpływają na koniunkturę w niektórych krajach UE. Większość krajów członkowskich UE nie opowiada się jednak za zaostrzeniem sankcji, tak jak planują to obecnie Stany Zjednoczone.
Rubel w dół
Za ostrym kursem wobec Moskwy opowiada się prezydent Litwy Dalia Grybauskaite. Za niedorzeczne uznaje zarzuty prezydenta Rosji Władimira Putina, że UE ponosi winę za krwawe rozegranie konfliktu na Ukrainie. Odpiera też tezę Putina, że zagranica wywołała kryzys gospodarczy i kryzys rubla. – Można było się spodziewać, że Putin będzie szukał kogoś, kogo obarczy winą. Myślę, że nasze sankcje zaczną działać – powiedziała prezydent Litwy.