Nalot był pierwszą odpowiedzią Kenijczyków na masakrę dokonaną kilka dni temu w Garissie przez somalijskich terrorystów z powiązanego z Al-Kaidą ugrupowania Asz-Szabab. I zapewne nie ostatnią – jeden z ministrów groził dżihadystom: „Wybijemy ich jak insekty", a prezydent Uhuru Kenyatta zapowiadał odpowiedź „najdotkliwszą z możliwych".
Na kampusie uniwersytetu w Garissie (150 km od granicy z Somalią) dżihadyści wymordowali prawie 150 młodych chrześcijan. Muzułmańskim studentom darowali życie.
W Kenii trwa trzydniowa żałoba. W kraju, w którym chrześcijanie stanowią 87 proc. społeczeństwa (muzułmanie 12 proc.), modlono się i opłakiwano zmarłych. Wiele kościołów, w tym główna katolicka świątynia w Garissie, na czas wielkanocnych nabożeństw dostało ochronę wojska.
Bomby na dwa obozy Gondodowe i Ismail w pogranicznej prowincji Gedo, z których dżihadyści z Asz-Szabab korzystali przed wtargnięciem na teren Kenii, spadły w nocy z niedzielę na poniedziałek. Jakie są skutki nalotu, Kenijczycy nie podali.
Komentator portalu brytyjskiej BBC krytycznie ocenia przeprowadzane co pewien czas operacje powietrzne Kenijczyków w Somalii, giną w nich bowiem cywile, a o śmierci przywódców Asz-Szabab nie słychać. Z ich zabijaniem lepiej radzą sobie natomiast Amerykanie.