To biały czy czarny dym, który snuje się z komina Kapeli Sykstyńskiej? - łamano sobie głowy dziesięć lat temu, 19 kwietnia 2005 roku. Wkrótce stało się jasne. Dym był biały. Obwieścił światu wybór nowego papieża. Ku zaskoczeniu wielu został nim kardynał Joseph Ratzinger - Benedykt XVI.
Wybór niemieckiego duchownego na pierwszego od 480 lat papieża z Niemiec najpierw elektryzował – do historii przeszedł nagłówek w Bild-Zeitung: „Jesteśmy papieżem"; potem rozczarował. Konserwatywny kurs Benedykta XVI był trudny do pogodzenia z kryzysami wstrząsającymi Kościołem katolickim.
Sensacyjna abdykacja
Ciężar spoczywający na barkach duchownego z Bawarii był duży. Za duży. Po niemal ośmiu latach na tronie biskupa Rzymu 28 lutego 2013 świat obiegła sensacyjna wiadomość - Benedykt XVI ustępuje. Abdykacji papieża nie było od 700 lat. Natychmiast zaczęły się spekulacje trwające do dzisiaj. Pewne jest jedno: już wówczas wyraźnie było widać, że 85-letniego wówczas papieża opuszczają siły.
Popularności swojego poprzednika, Jana Pawła II nigdy nie osiągnął. „Wybór następcy wielkiego Jana Pawła II musiał być odebrany jak jedna wielka prowokacja. (...) Tak rzekomo nieśmiały intelektualista pasterzem świata? Do tego ktoś z kraju naznaczonego rozłamem Kościoła i nazistowskim terrorem?", pisze biograf Benedykta XVI Peter Seewald.
Duchownemu z bawarskiego Marktl am Inn brakowało też spontaniczności i otwartości jego następcy, Franciszka. Ale nawet jego najbardziej zagorzali krytycy musieli przyznać, że intelektualnie mało kto mu dorasta.