Etykietka „Made in Israel" nie będzie teraz właściwym oznaczeniem dla produktów spożywczych wytworzonych czy wyhodowanych przez osadników żydowskich z Zachodniego Brzegu Jordanu.

Posłowie Knesetu z prawicy i lewicy uznali to za posunięcie antysemickie. Izraelski MSZ skrytykował Brukselę, że stosuje podwójne standardy, ignorując „200 innych sporów terytorialnych na świecie". – Tereny przejęte przez Izrael po wojnie w 1967 roku są właśnie sporne, co nie oznacza, że działające tam izraelskie przedsiębiorstwa powinny być uznawane za nielegalne – włączył się Światowy Kongres Żydów.

Minister obrony Mosze Jalon oskarżył UE, że przyznała nagrodę „terroryzmowi i ludziom, którzy za nim stoją", w domyśle Palestyńczykom. A łagodny zazwyczaj lider lewicowej opozycji Izaak Herzog uznał decyzję za niebezpieczną i szkodliwą dla procesu pokojowego.

Wiceprzewodniczący KE Valdis Dombrovskis tłumaczył, że oznakowania będą miały znaczenie czysto techniczne, bo towary wyprodukowane „w uznawanych międzynarodowo granicach Izraela" korzystają z preferencyjnych taryf i wynika to z umowy stowarzyszeniowej między UE i Izraelem (weszła w życie w 2000 roku).