Spotkanie będzie krótkie, ale zdaniem Francois Hollande'a ma być decydujące. W poniedziałek o 18.00 w dawnym pałacu Króla Słońce zjawią się kanclerz Niemiec Angela Merkel, premier Hiszpanii Mariano Rajoy i jego włoski odpowiednik Paolo Gentiloni. Po zaledwie 25-minutowym „spotkaniu roboczym" złożą krótkie oświadczenia dla prasy. Po czym wspólnie zjedzą kolację.
Po szczycie „wielkiej czwórki" nie zaplanowano też wspólnego komunikatu: każdy z przywódców, i to we własnym języku, przedstawi własną ocenę szczytu.
Ale to tylko pozór braku jedności. Nikt nie chce, aby powstało wrażenie, że w Wersalu ukonstytuował się „dyrektoriat dużych państw", które narzucają kierunek rozwoju całej Unii. Jednak starannie przygotowywane od kilku tygodni spotkanie nada ton deklaracji o przyszłości integracji, jaka ma zostać przyjęta 27 marca w Rzymie.
W minionym tygodniu alternatywną wizję miały przedstawić na szczycie w Warszawie kraje Grupy Wyszehradzkiej. Poprzestano jednak na ogólnikach, bo różnice w tej sprawie między Polską i Węgrami z jednej strony a Czechami i Słowacją z drugiej są zbyt poważne. W tej sytuacji plan opracowany w Wersalu pozostanie jedyną poważną inicjatywą polityczną przed przyjęciem deklaracji w Rzymie.
Francuzi, od początku sceptyczni wobec poszerzenia Unii na wschód, które osłabiło wpływy Paryża we Wspólnocie, stawiają na „Europę wielu prędkości" – w praktyce przynajmniej do pewnego stopnia powrót do „małej Wspólnoty" sprzed 2004 r.