Ale Madryt w żaden sposób nie może mówić o sukcesie. Socjaliści i Partia Ludowa, dwa pozostałe ugrupowania lojalne wobec hiszpańskiej korony, otrzymały na tyle mało głosów, że wspólnie z Ciudadanos nie zdołają zbudować większości. Ta raz jeszcze przypadnie partiom dążącym do secesji, które wspólnie mogą liczyć na 70 deputowanych, tylko nieco mniej, niż do tej pory (72).
Taki wynik oznacza przede wszystkim jedno: w Katalonii nie ma dziś miejsca na dialog. Są dwa zwalczające się obozy, niezwykle głęboka polaryzacja. Partia Socjalistyczna, której przywódca Pedro Sanchez wymusił na premierze Mariano Rajoy rozpoczęcie negocjacji nad zmianą hiszpańskiej konstytucji i przyznanie jeszcze większej autonomii Katalonii, spadła w parlamencie regionalnym na czwarte miejsce, z zaledwie 17 deputowanymi.
W dzisiejszych czasach wiatr w żagla mają ci, którzy grają na emocjach, proponują radykalne rozwiązania nawet, jeśli prowadzą one do ruiny. Właśnie dlatego znakomity wynik (34 deputowanych) osiągnęła nacjonalistyczna Junts pel Catalunya (Razem dla Katalonii) której przywódca, Carles Puigdemont, wielokrotnie okłamywał wyborców zapewniając choćby, że niezależne państwo uzyska poparcie Europy i tchórzliwie schronił się przed hiszpańskim wymiarem sprawiedliwości w Brukseli. Inne ugrupowanie niepodległościowe, Esquerra Republicana, której lider Oriol Junqueras odważnie stanął przed hiszpańskim sędzią i dziś jest osadzony w areszcie, dostał wynik gorszy (32 deputowanych).
Jedyną dobrą wiadomością pozostaje załamanie trockistowskiej Candidatura d’Unitat Popular (CUP, 4 mandaty), której poparcie było do tej pory niezbędne dla rządu Puigdemonta i w znacznym stopniu wymuszało na nim przyjęcie radykalnej postawy wobec Madrytu. Ale i tak nacjonaliści nie zdołają utworzyć w Barcelonie nowego rządu jeśli CUP przynajmniej nie wstrzyma się od głosu.
Co gorsza, polaryzacja nie przebiega tylko po linii ideologicznej, ale także geograficznej. Lojalna wobec Hiszpanii zasadniczo pozostaje kosmopolityczna Barcelona, gdzie pracę znalazło wielu Hiszpanów z innych części kraju. Ostoja nacjonalizmu pozostaje natomiast katalońska prowincja, przede wszystkim jej część przy granicy z Francją. Pogodzenie interesów obu tych części Katalonii będzie coraz trudniejsze.