- Polska uważa, że niepodległość Kosowa jest przypadkiem sui generis, to znaczy takim, który nie może stanowić precedensu dla innych tendencji separatystycznych - podkreślił minister.
- Podchodzimy do tej dzisiejszej decyzji bez jakiegoś entuzjazmu. To, że Jugosławia rozpadła się w sposób, w jaki się rozpadła, to że błędy popełniły także państwa europejskie i UE w reakcji na to, co się działo na Bałkanach, nie ulega dla nas wątpliwości. Ale status quo było nie do utrzymania i nasza decyzja jest motywowana nie tylko tym, co się dzieje na Bałkanach, ale także naszymi relacjami zarówno z partnerami europejskimi jak i transatlantyckimi - mówił Sikorski.
Zaznaczył, że "większość tych państw, z którymi jesteśmy w tej samej rodzinie, podjęła tę decyzję". - My ją podjęliśmy z pewną wstrzemięźliwością, ale ona nie mogła być inna - dodał szef MSZ.
Pytany, jak zapatruje się na gospodarczą przyszłość Kosowa, i czy nie obawia się, że była serbska prowincja nie będzie w stanie funkcjonować bez zewnętrznego wsparcia finansowego, Sikorski odparł, że korzystanie ze wsparcia zewnętrznego nie może podważać możliwości istnienia danego państwa jako niepodległego bytu. Przypomniał, że z pomocy międzynarodowej korzysta m.in. Afganistan, czy kraje afrykańskie.
- Ale niepodległość oznacza też, że będziemy od kosowskich władz więcej wymagać, bo będą one miały większe pole manewru decyzyjnego, czyli będą mogły energiczniej działać na rzecz wypełnienia standardów, dzięki którym mogą w przyszłości znaleźć się w strukturach europejskich - podkreślił szef MSZ.
Rząd miał uznać niepodległość Kosowa już w ubiegłym tygodniu, ale wstrzymał się z decyzją - jak relacjonował premier - na prośbę prezydenta Lecha Kaczyńskiego.