Czy dla Polski nie byłoby jednak lepiej, gdyby w Białym Domu nadal urzędował republikanin?
To bez znaczenia. W naszym kraju funkcjonuje mit z czasów, gdy zakładaliśmy, że republikanie są twardsi wobec ZSRR, iż dla Polski jest lepiej, gdy rządzi republikanin. Ale gdy upadł mur berliński, prezydent George Bush przywiózł do Polski 75 mln dolarów. Tę śmieszną kwotę przekazał republikanin, który – mówiąc o Kościuszce i Pułaskim – sprawił nam zawód. A Polakom potrzeba teraz prezydenta, który będzie w stanie powiedzieć: „300 zużytych transporterów jedzie do Polski. Możecie dostać nowe hummery“. Te problemy może rozwiązać tak republikanin, jak i demokrata.
Kto bardziej byłby skłonny do wsparcia Polski – Clinton czy McCain?
W polityce McCaina Polska nigdy nie była istotnym krajem. Tak samo jak w polityce Billa Clintona. Wraz z nowym prezydentem do Białego Domu nie przyjdzie ekipa, która zna się na polskich sprawach i się nimi interesuje.
Czy walka wśród demokratów może wzmocnić kandydata republikanów?
Nie musi tak być. Z jednej strony McCain zniknie, bo u republikanów przestają się dziać rzeczy warte pokazania w mediach. Ta cisza może być dla niego niekorzystna, bo albo będzie się musiał za kilka miesięcy przypomnieć, albo będzie sztucznie podtrzymywał swoją obecność w telewizji, powtarzając ciągle to samo. Z drugiej strony republikanie zyskują czas na zjednoczenie partii. Z kolei demokraci go tracą. Clinton i Obama będą obecni w mediach zapewne do konwencji w sierpniu, ale im dłużej będą kopać pod sobą dołki, tym trudniej będzie zaleczyć podział przed wyborami w listopadzie.