Wojciechowi Pomorskiemu po rozpadzie jego małżeństwa z Niemką niemiecki Urząd ds. Młodzieży (Jugendamt) kilka lat temu przez wiele miesięcy odmawiał prawa do spotkań z córkami, w czasie których chciał z nimi rozmawiać po polsku.
– Tego języka używaliśmy w domu. Pragnąłem też, by dzieci nie zapomniały polskiego – mówi „Rz” Pomorski.
Jak wynika z dokumentów, Jugendamt tłumaczył swój sprzeciw tym, że „z pedagogicznego punktu widzenia nie leży w interesie dzieci, by w czasie spotkań nadzorowanych używany był język polski”. Nadzorowanie jest w Niemczech zwykłą praktyką w sytuacjach, gdy z dzieckiem spotyka się rozwiedziony rodzic. Urząd podnosił też, że nie dysponuje osobą znającą polski, która mogłaby spotkania nadzorować.
Jednak, jak powiedział niedawno „Rz” adwokat Rudolf von Bracken, który po trzech latach starań uzyskał wgląd w akta Jugendamtu: – Wykazaliśmy, że Jugendamt kłamał, bo takie osoby były w dyspozycji urzędu.
Polak złożył pozew do sądu. Domagał się od miasta Hamburg pisemnych przeprosin i 15 tys. euro odszkodowania, dowodząc, że Jugendamt dopuścił się wobec niego praktyk dyskryminacyjnych.