Wiadomości napływające z Kolonii są szokujące. – Musimy być przygotowani na ewakuację części miasta – alarmuje Heinrich Bökamp, szef Stowarzyszenia Inżynierów Nadrenii Północnej-Westfalii. Woda z Renu może lada moment przedostać się podziemnymi kanałami do centrum miasta, gdzie trwa budowa nowej linii metra. Na przeszkodzie stać miały betonowe zapory sięgające kilkudziesięciu metrów w głąb gruntu.
Zapory są, ale czy wytrzymają, gdy wiosną podwyższy się poziom wód Renu z obecnych 4 metrów do spodziewanych 8? Wiele z nich powstało z betonu, w którym jest za mało cementu. W innych stwierdzono braki stali zbrojeniowej sięgające 80 proc. przewidzianej ilości. – Robimy wszystko, aby zapobiec katastrofie – uspokajają mieszkańców władze miasta. Prokuratura wykryła już, że nieuczciwi pracownicy firmy budowlanej Bilfinger Berger sprzedawali stal tonami na złomowiskach i oszczędzali na cemencie. Co więcej, fałszowano protokoły budowy i dokumentację. – O takich rzeczach słyszy się w krajach Trzeciego Świata, ale u nas? – dziwią się gazety.
Niemcy nie chcą i nie mogą uwierzyć, że w gruzy obraca się wizerunek kraju słynącego na całym świecie z niezawodności, dyscypliny, solidności, obowiązkowości oraz uczciwości w interesach, nie wspominając o zwykłej punktualności. To na nich poprzednie pokolenia naszych sąsiadów zbudowały swą potęgę gospodarczą. Współcześni Niemcy nie przyjmują więc do wiadomości, że do historii przechodzą słynne pruskie cnoty, tak wychwalane przez Friedricha Nietzschego.
– To wynik modernizacji kapitalizmu i wycofywania się państwa z pewnych sfer życia społecznego i gospodarczego – tłumaczy „Rz” profesor socjologii Barbara Riedmüller. Jest przekonana, że zjawisko globalizacji uruchomiło w Niemczech procesy, nad którymi nie panuje aparat państwowy, a funkcje kontrolne wszechpotężnej swego czasu biurokracji nabrały symbolicznego charakteru.
Widać to gołym okiem nie tylko w Kolonii. Kilka dni temu nieznani sprawcy ukradli dwa kilometry trakcji kolejowej w pobliżu Berlina. Nie po raz pierwszy. W samym Berlinie do dzisiaj nie uporano się ze skutkami karygodnych nadużyć w liniach miejskiej kolei S-Bahn. Przez lata nie robiono przeglądów hamulców oraz osi wagonów, fałszując przy tym dokumenty odbioru technicznego. Do czasu, gdy jeden z pociągów o mały włos nie uległ katastrofie. Podobnie było z nowym berlińskim dworcem głównym (Hauptbahnhof), gdzie wkrótce po otwarciu z dużej wysokości spadły na ulicę wielotonowe stalowe belki.