Chwaliła Kartę wypędzonych, której 60. rocznicę BdV obchodzić będzie w tym roku. Znalazła też słowa uznania dla przewodniczącej związku i broniła projektu utworzenia w Berlinie „Widocznego znaku”, czyli muzeum losów niemieckich wypędzonych.

– Jest to część niemieckiej historii, a także historii Europy, która powinna znaleźć odzwierciedlenie także w Domu Historii Europejskiej zaproponowanym przez byłego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego – powiedziała Merkel.

Kanclerz pierwszy raz zabrała publicznie głos w tych sprawach po konfrontacji szefa MSZ i wicekanclerza Guido Westerwellego z Eriką Steinbach, który zablokował jej udział w gremium decyzyjnym fundacji „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie”, zarządzającej „Widocznym znakiem”. Zapewniła, że ekspozycja powstającego muzeum umiejscowiona zostanie w kontekście historycznym II wojny oraz „narodowosocjalistycznej polityki ekspansji i zagłady”. – Warto dalej pracować nad tym projektem i warto usunąć wszystkie pojawiające się przeszkody – tłumaczyła. Słowa te miały uspokoić nastroje w obliczu krytyki „Widocznego znaku” ze strony organizacji żydowskich, które zagroziły bojkotem projektu w obawie przed wyrwaniem zjawiska wypędzeń z łańcucha przyczynowo-skutkowego wydarzeń ostatniej wojny. Z tych samych przyczyn z rady naukowej fundacji wystąpiło wcześniej dwoje zagranicznych historyków: Tomasz Szarota oraz Czeszka Kristina Kaiserova, a także niemiecka publicystka Helga Hirsch, jednakże z innych powodów.

– Staramy się skłonić do współpracy innych zagranicznych ekspertów – mówił wczoraj „Rz” minister kultury Bernd Neumann, przypominając, że „Widoczny znak” jest projektem niemieckim. Dzisiaj będzie na ten temat rozmawiał w Berlinie z ministrem Bogdanem Zdrojewskim. O kształcie przyszłego muzeum zadecyduje 21-osobowe, kierownicze gremium, a rada naukowa może mieć jedynie głos doradczy.

Wczorajsze wystąpienie Merkel odczytać można jako deklarację politycznego poparcia dla BdV i jego szefowej. Prywatnie do działań Steinbach ma wiele zastrzeżeń, o czym informują niemieckie media. Niemieccy przesiedleni stanowią jednak wierną część elektoratu wyborczego niemieckiej chadecji, o czym szefowa rządu nie zapomina.