Niemieckie media obiegła informacja o tym, że kanclerz Angela Merkel nie zamierza założyć własnego konta na portalu społecznościowym Twitter. W najnowszym numerze niemieckiego tygodnika „Der Spiegel" Steffen Seibert, rzecznik pani kanclerz, który sam aktywnie ćwierka, a jego konto na Twitterze obserwuje 83 tys. osób, oznajmił stanowczo, że nie ma żadnych planów, by pisaniem twittów zajęła się Angela Merkel.
Kanclerz Merkel nie zachęca do aktywności w sieci nawet to, że jej główny przeciwnik w zaplanowanych na wrzesień wyborach, były socjaldemokratyczny minister finansów RFN Peer Steinbrück, jest aktywnym twittującym (choć osobiście wpisuje się tylko od czasu do czasu, na co dzień robią to jego współpracownicy).
Opór niemieckiej kanclerz jest tym dziwniejszy, że z Twittera – który okazał się wygodnym i skutecznym narzędziem uprawiania politycznej propagandy – korzystają takie osobistości jak amerykański prezydent Barack Obama czy brytyjski premier David Cameron. Ostatnio do twittujących dołączył też szef polskiego rządu Donald Tusk. I od razu, podczas udzielonego za pośrednictwem Twittera wywiadu, zdementował, że jego konto w serwisie prowadzi rzecznik prasowy rządu Paweł Graś. „Leżę z grypą w łóżku, a obok żona, nie Graś!" – napisał premier.
Gdyby Merkel dołączyła do użytkowników Twittera, mogłaby śledzić wpisy nie tylko Obamy czy Tuska, ale również papieża Benedykta XVI, który po raz pierwszy pojawił się na portalu 12 grudnia. Od tego czasu codziennie pojawiają się tam krótkie przesłania biblijne w siedmiu językach, w tym po polsku, a w najbliższym czasie dodana zostanie także wersja w języku chińskim.
Teksty przygotowują księża z watykańskiego Sekretariatu Stanu, ale jak zdradzili włoskiej prasie, papież zawsze je poprawia i zatwierdza. Dzięki temu – jak powiedział w programie telewizji włoskiej Tgcom24 abp Claudio Maria Celli, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu – zamieszczane twitty pochodzą rzeczywiście od Ojca Świętego.