Rozsypująca się mozaika

Mozaika z Madaby, zniszczona, pokruszona, rozsypana – to właściwy symbol współczesnego chrześcijaństwa w Ziemi Świętej

Aktualizacja: 29.11.2007 23:04 Publikacja: 29.11.2007 20:04

Rozsypująca się mozaika

Foto: EAST NEWS

Red

Przed ponad 150 laty archeolodzy odkryli zdumiewający skarb – wspaniałą bizantyjską mozaikową mapę Ziemi Świętej, pochodzącą z VI wieku. Mapa była posadzką bizantyjskiego kościoła zniszczonego przez muzułmanów. Przez 13 następnych stuleci pozostawała zasypana piaskami jordańskiej pustyni. Mapa ta, arcydzieło sztuki, zarazem jedno z ważniejszych źródeł historiograficznych, ukazywała chrześcijańską Ziemię Świętą – pełną kościołów, klasztorów, sanktuariów, do których pielgrzymowali wierni z całego ówczesnego świata chrześcijańskiego. W ciągu dwóch tysięcy lat chrześcijanie w Ziemi Świętej cieszyli się wolnością religijną i rozwojem społecznym tylko trzy – bez mała – wieki: od początku IV do początku VII, między prześladowaniami cesarstwa rzymskiego a uciskami i prześladowaniami perskimi i muzułmańskimi. Chrześcijaństwo na Bliskim Wschodzie nigdy potem nie przeżywało takiego czasu rozwoju, pokoju i wolności. Dwa wieki wypraw krzyżowych były przecież pełne walk, krwi i obrony zdobytego przemocą terytorium.

Sytuacja chrześcijan w Ziemi Świętej jest dramatyczna z wielu powodów. Pomoc Kościołowi w Potrzebie (Kirche in Not) podała w tych dniach, że o ile chrześcijanie stanowili pół wieku temu 7 proc. mieszkańców Ziemi Świętej, to obecnie jest ich tylko ponad 1,5 procent! Przestrzega, że pozostawione sobie chrześcijańskie wspólnoty wiernych mogą wkrótce zniknąć z powierzchni.

Przeczuwał to zagrożenie już papież Paweł VI, najpierw podczas pielgrzymki do Jerozolimy i Nazaretu w 1964 r., a potem w Adhortacji Apostolskiej „O zwiększonych potrzebach Kościoła w Ziemi Świętej”, wydanej w 1974 r. „Jeśli w jakiś sposób zabrakłoby ich obecności – naszych braci, którzy żyją tam, gdzie żył Jezus i którzy przy miejscach świętych są następcami owej pierwszej i najstarszej wspólnoty kościelnej, która potem dała początek wszystkim innym wspólnotom – wówczas zgasłby płomień żywego świadectwa w samych czcigodnych świątyniach, a miejsca święte chrześcijan, czy to w Jerozolimie, czy w całej Ziemi Świętej, stałyby się powoli podobne do muzeów”. Po blisko 35 latach wydaje się, niestety, że przeczucie Pawła VI staje się coraz bardziej rzeczywiste. Podobnie sytuację diagnozował Jan Paweł II, a obecnie Benedykt XVI.

Miasta tradycyjnie chrześcijańskie – jak choćby Betlejem czy Nazaret – tracą swój przyrodzony (bo „stworzyły” je wydarzenia chrześcijańskie) charakter i status. Większość ich mieszkańców stanowią dziś muzułmanie, stale ich przybywa, zaś chrześcijanie emigrują. W Betlejem (Autonomia Palestyńska) rządzi radykalny Hamas. Wśród chrześcijan wzrasta poczucie osaczenia. Islamskim radykałom wcale nie jest potrzebne chrześcijańskie Betlejem. Z kolei izraelski betonowy mur i linie zasieków czynią z miasta getto, oddzielając je od Jerozolimy, pól i pastwisk, poniekąd od świata. Przejmujący paradoks historii brzmi w palestyńskich napisach na betonowych ścianach: „From Warsaw ghetto to Betlehem ghetto”…

Także w Nazarecie (Izrael) chrześcijanie stanowią już mniejszość, emigrują, a prowokowane przez muzułmanów konflikty potęgują stan zagrożenia. Dopiero protest wszystkich Kościołów z całego świata i determinacja rządu premiera Ariela Sharona zniweczyły islamskie plany zbudowania przed nazaretańską bazyliką Zwiastowania NMP monumentalnego meczetu, który miał ją przesłaniać.

W Jerozolimie chrześcijanie stanowią niewiele ponad jeden procent mieszkańców. Giną wśród ponad 700 tysięcy Żydów i muzułmanów. Czują się jako tako pewnie tylko w swojej małej dzielnicy Starego Miasta. Kilka wymownych przykładów przedziwnego status quo. Klucze do najświętszego sanktuarium chrześcijaństwa – bazyliki Bożego Grobu, zwanej też Anastasis – znajdują się od wieków w rękach dwóch rodzin muzułmańskich! W katolickich szkołach większość uczniów stanowią już muzułmanie. Szkoły nie pracują w piątki (to święty dzień islamu) i w niedzielę. Są natomiast otwarte w sobotę (mimo że to żydowski święty szabat) – muzułmanie i arabscy chrześcijanie nie uznają (także w ten sposób) żydowskiej administracji nad wschodnią Jerozolimą – islamskim Al Quds (znaczy tyle co Święte). Pielgrzymki, które chcą przebyć Drogę Krzyżową, począwszy od franciszkańskiego klasztoru Flagellazio, płacą za wynajęcie drewnianego krzyża muzułmanom.

Przejawy słabości i osaczenia chrześcijańskiej mniejszości w Świętym Mieście nie wygaszają wewnętrznych konfliktów. Chrześcijańska Jerozolima tętni bogactwem różnorodności starożytnych kościołów, a zarazem gorszy podziałami i konfliktami. Przykłady… niejeden. Starcia i szarpaniny między mnichami i świeckimi grecko-prawosławnymi i Ormianami o pierwszeństwo dostępu do grobu Chrystusowego w „świętą sobotę” wielkanocną. Walczących rozdzielać musi izraelska policja, grożąc wręcz zawieszeniem liturgii. Grecko-prawosławne „nachodzenia” franciszkańskiego terytorium bazyliki Bożego Grobu. Skandal korupcyjny grecko-ortodoksyjnego patriarchy Ireneosa, sprzedającego dobra kościelne żydowskim fundacjom. Konflikt między arabskimi wiernymi a hierarchami prawosławnymi narodowości greckiej. Palestynizacja kościoła łacińskiego (tak nazywany jest rzymskokatolicki) i w konsekwencji marginalizacja wiernych innych narodowości. Wielowiekowy resentyment (łagodnie powiedziane) patriarchatu grecko-ortodoksyjnego wobec Kościoła zachodniego. Łacinnicy to dla nich potomkowie krzyżowców, kolonizatorzy, ciągle w jakimś sensie obcy, o tysiąc lat młodsi w tej ziemi. Z kolei melchici, czyli wierni Kościoła greckokatolickiego (pozostającego w jedności z Rzymem) to dla prawosławnych odstępcy, ci, którzy porzucili prawdziwy Kościół (ortodoksyjny), podtrzymujący nieprzerwanie tradycję jerozolimskiej gminy apostoła Jakuba.

Chrześcijanie obawiają się coraz poważniej muzułmańskich fundamentalistów. Ataki na kościoły w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu przeradzają te obawy w uzasadniony lęk. To muzułmanie wyznaczają w istocie czas chrześcijańskich nabożeństw. Muezin przerwał mszę św. celebrowaną przez Jana Pawła II w Betlejem w marcu 2000 roku, a pół roku wcześniej, też w Betlejem, wspólną mszę św. 13 zwierzchników Kościołów lokalnych – rzymskiego i wschodnich.

Jednocześnie wiele chrześcijańskich zwyczajów ulega islamizacji. W czasie prawosławnych pogrzebów na cmentarz idą tylko mężczyźni, kobiety zaś, podobnie jak muzułmanki podczas swoich ceremonii żałobnych, pozostają na okazałej stypie. Rytualne zabijanie baranów podczas chrześcijańskich uroczystości ku czci św. Jerzego w Lod koło Tel Awiwu przypomina zwyczaje muzułmańskiego święta ofiarowania.

Kryzys chrześcijaństwa w Ziemi Świętej ma także wewnętrzne podłoże. To kryzys tradycyjnej rodziny i kryzys powołań. W istocie pierwszy generuje drugi. Hierarchowie Kościołów wschodnich ubolewają, że ich wierni, szczególnie młodzi, po wyemigrowaniu do Ameryki, Australii czy Europy Zachodniej, porzucają praktyki religijne. Porywa ich świat, gdy braknie tradycyjnych więzi społecznych i rodzinnego środowiska. Każda rodzina ma już swoich krewnych w diasporze. Jedni pociągają drugich.

Słabością chrześcijaństwa Ziemi Świętej jest niesamodzielność. Nie chodzi tylko o samowystarczalność finansową i organizacyjną. Znacząca część duchowieństwa, nie tylko zresztą katolickiego, pochodzi spoza społeczności lokalnej. Włosi, Amerykanie, Hiszpanie, Polacy, kilkanaście nacji. W parafiach, szkołach, ośrodkach charytatywnych pracują siostry filipińskie, francuskie, hinduskie. Klasztory kontemplacyjne, jak choćby betlejemski Karmel, uratowało przed zamknięciem sprowadzenie sióstr z Polski i Filipin. Odmienności narodowościowe, kulturowe, mentalnościowe rodzą bariery między duchowieństwem a lokalnymi wiernymi świeckimi. Generalnie ich religijną postawę znamionuje swego rodzaju „infantylność duchowa”. Oczekują, że wszystko zostanie im podane, że zostaną religijnie obsłużeni. Aktywność laikatu jest minimalna. Do tego dochodzi nieufność wobec nurtów i ruchów odnowy duchowej rozwijanych po Soborze Watykańskim II.

Chrześcijaństwo w Ziemi Świętej jest bardzo zrytualizowane, powierzchowne. W sposób mało wyrazisty niesie przesłanie wiary, które dotykałoby konkretnego życia, zagrożeń, pytań, wyzwań współczesności… Wielu wiernych identyfikuje się z chrześcijaństwem na zasadzie odróżnienia od Żydów i muzułmanów. Nierzadko naiwnie. Czy jest tak – zapytała mnie arabska katoliczka z Kościoła melchickiego – że chrzest wybiela skórę? Jej mąż, też katolik, jest ciemnej karnacji, a do tego nosi arabskie imię: Ibrahim – postrzegany był, więc jako muzułmanin. Ale podobnie pytała Żydówka jemenitka, o ciemnooliwkowej karnacji: Jak się modlić, aby mieć syna o jasnej skórze? A są i tacy, którzy swoje dzieci chrzczą i poddają obrzezaniu…

Przykłady te, wybrane spośród dziesiątków, zdradzają tęsknotę za innym światem i ujawniają jakieś pęknięcie tożsamości. Kim jestem? To pytanie często pada. Czy całe życie mam pozostać wplątany w konflikt izraelsko-palestyński? Czy mam pozostawać w marginalizowanej mniejszości? Jak zapewnić bezpieczną przyszłość swoim dzieciom? Jak pokonać otchłań bezrobocia (w Betlejem ponad 30 proc., a w Strefie Gazy ponad 70 proc.). Jak wytrwać w „samotnym chrześcijaństwie”? – to wewnętrzne pytanie Żydów, którzy przyjęli chrzest i przeżywają odrzucenie ze strony swojej rodziny i środowiska. Z kolei chrześcijanie przybyli do Izraela w ramach żydowskiej emigracji (aliji) z krajów byłego Związku Radzieckiego zatracają w nowej społeczności wiarę albo z determinacją poszukują nowej wspólnoty. Wiara wielu z nich ulega erozji albo judaizacji. Szukają ich, aby wprowadzić do swojej owczarni, świadkowie Jehowy, mesjaniści, rabini, księża katoliccy, pastorzy, mnisi prawosławni.

Chrześcijanie w Ziemi Świętej – każdy bardzo inny, z dziwną osobistą historią – podążają, pośród rozmaitych zagrożeń, swoimi ścieżkami, ale – jeśli popatrzeć z góry – tworzącymi jedną drogę. Są solą tej ziemi. Soli wystarczy niewiele, aby Ziemia Święta zachowywała chrześcijański smak. Gorzej, jeśli sól smak straci… Takie zagrożenie jest dziś o wiele bardziej poważne niż w ostatnich stuleciach.

Ryszard Montusiewicz

Przed ponad 150 laty archeolodzy odkryli zdumiewający skarb – wspaniałą bizantyjską mozaikową mapę Ziemi Świętej, pochodzącą z VI wieku. Mapa była posadzką bizantyjskiego kościoła zniszczonego przez muzułmanów. Przez 13 następnych stuleci pozostawała zasypana piaskami jordańskiej pustyni. Mapa ta, arcydzieło sztuki, zarazem jedno z ważniejszych źródeł historiograficznych, ukazywała chrześcijańską Ziemię Świętą – pełną kościołów, klasztorów, sanktuariów, do których pielgrzymowali wierni z całego ówczesnego świata chrześcijańskiego. W ciągu dwóch tysięcy lat chrześcijanie w Ziemi Świętej cieszyli się wolnością religijną i rozwojem społecznym tylko trzy – bez mała – wieki: od początku IV do początku VII, między prześladowaniami cesarstwa rzymskiego a uciskami i prześladowaniami perskimi i muzułmańskimi. Chrześcijaństwo na Bliskim Wschodzie nigdy potem nie przeżywało takiego czasu rozwoju, pokoju i wolności. Dwa wieki wypraw krzyżowych były przecież pełne walk, krwi i obrony zdobytego przemocą terytorium.

Pozostało 89% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021