Przyleciałam na Kubę w poniedziałek po południu. Miałam ważną kubańską wizę. Po zaledwie dwóch minutach kontroli paszportowej poinformowano mnie, że nie zostanę wpuszczona – opowiadała “Rzeczpospolitej” Irena Lasota, która dopiero wczoraj po południu dotarła z Hawany na Bahamy.
Opowiada, że już raz nie została wpuszczona na Kubę – było to 11 lat temu. Wówczas także ją deportowano. – Chciałam sprawdzić, czy coś się od tego czasu zmieniło – mówi. I dodaje: – Przetrzymywano mnie ponad 12 godzin na twardej ławce, bez wody i jedzenia. Ale to nic w porównaniu z latami więzienia, na jakie skazywani są kubańscy dysydenci. A właśnie z przeciwnikami reżimu Castro Irena Lasota chciała się spotkać.
Jej zdaniem, wbrew twierdzeniom następcy Fidela Castro, jego brata Raula, na Kubie niewiele się zmieniło. – Wciąż dysponują świetnymi metodami policyjnymi. Ostatecznie wystarczyła im dosłownie chwila, by zdołali stwierdzić, że mają do czynienia z kimś “niebezpiecznym” – mówi. – I najwyraźniej ważniejsze jest dla nich, by nie dopuścić kogoś “podejrzanego” do swoich dysydentów, niż uniknąć negatywnego rozgłosu z powodu deportacji niemile widzianego gościa – dodaje.
Na Kubie zdarzają się nieraz przypadki deportowania osób niemile widzianych, w tym także wydalania dziennikarzy, którzy przybyli z wizami turystycznymi, a próbowali uprawiać swój zawód.