Rz: Francja chce rozwijać współpracę UE głównie z krajami śródziemnomorskimi, Polska – ze wschodnią Europą. Czy, zważywszy na te rozbieżne interesy, zachwyty nad nowym sojuszem polsko-francuskim nie są pozbawione podstaw?
Sądzę, że wspólne interesy przeważają nad rozbieżnościami. Nie ma żadnej wątpliwości, że Francja do końca będzie się biła o Unię Śródziemnomorską. Przecież był to jeden z głównych wątków kampanii wyborczej Sarkozy’ego. Nie mógłby teraz zawieść wyborców, porzucając ten projekt. Polski projekt Partnerstwa Wschodniego, na którym tak zależy Tuskowi, jest jednak koncepcją w pewnym sensie symetryczną wobec Unii Śródziemnomorskiej Sarkozy’ego. Realizując go, Tusk chce pokazać swoje umiejętności w polityce zagranicznej, co będzie istotne w kampanii prezydenckiej. Jak to w Unii będą zawierane kompromisy pomiędzy tymi dwoma projektami. Obydwie inicjatywy łączy też to, że odsuwają one w czasie rozszerzenie UE.
Państwa, których te projekty dotyczą, myślą chyba, że je przybliżają...
Ależ nie. Proszę zauważyć, jak niechętnie na inicjatywę Tuska zareagowała Ukraina. Kijów widzi, że oferuje mu się coś gorszego, niż zakładała polityka bliskiego sąsiedztwa. Cóż, Unia Europejska nie może sobie obecnie pozwolić na dalsze rozszerzenie i będzie stawiać raczej na pogłębienie integracji. Jest to zdanie zarówno Nicolasa Sarkozy’ego, jak i Donalda Tuska, choć na przykład Lech Kaczyński może myśleć inaczej. W każdym razie Polska ochłodziła na przykład ostatnio swoje stanowisko wobec aspiracji Turcji.
Mamy więc przed sobą nowy złoty okres w stosunkach Paryż – Warszawa?