Estoński sąd wznowił proces obrońców pomnika żołnierza sowieckiego, którzy w 2007 r. wywołali masowe rozruchy na ulicach Tallina. Są nimi liderzy rosyjskiego ruchu społecznego Nocny Patrol: Dmitrij Linter, Maksim Rewa i Dmitrij Kleński oraz młodzieżówki Nasi w Estonii Mark Siryk.
„Oskarżonym grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. Wyrok może zapaść na początku przyszłego roku” – podał estoński portal informacyjny Delfi. Zdaniem ekspertów w Tallinie proces ma podłoże polityczne i jest bardzo ważny dla Estończyków. – Zamieszki nie wybuchły w kwietniu zeszłego roku spontanicznie. Były bardzo dobrze zorganizowane przez Moskwę i rosyjskich liderów w Estonii, którzy teraz właśnie stoją przed sądem – mówi „Rz” Vahur Made, wiceszef Estońskiej Akademii Dyplomatycznej. Ma 37 lat i – jak zapewnia – czegoś takiego w życiu nie widział. – Nawet w 1991 roku, gdy Estonia odzyskała niepodległość, nie doszło do takich zajść – przyznaje Vahur Made.
Decyzja władz w Tallinie o ekshumacji grobów obok pomnika żołnierza sowieckiego (jeden z nielicznych monumentów symbolizujących komunistyczną ideologię w tym kraju) i przeniesieniu go na cmentarz wojskowy wywołała falę oburzenia i niesłychanych aktów wandalizmu. Rozruchom towarzyszyły rabunki, podpalenia i niszczenie mienia. Jedna osoba zginęła, a rnnych zostało 50 osób. Ponad tysiąc trafiło do aresztów.
Wczoraj estońscy sędziowie zapoznawali się z materiałami dowodowymi. Są to między innymi rozmowy telefoniczne Dmitrija Lintera z dziennikarzami i aktywistami Nocnego Patrolu oraz publikacje z konferencji organizowanych przez Dmitrija Kleńskiego.
Sprawa pomnika spowodowała pogorszenie stosunków między Tallinem i Moskwą. Rosyjscy politycy apelowali do Kremla o zerwanie stosunków dyplomatycznych z Estonią. Komuniści żądali zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych. Czy taki stan utrzymał się do dziś?