Czy polska gospodarka zmierza w stronę stabilizacji, czy raczej dryfuje ku kryzysowi budżetowemu? To pytanie, otwierając dyskusję w ramach debaty, która odbyła się podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu, postawił moderator panelu Piotr Pilewski. Zwrócił uwagę na najnowsze dane budżetowe: dochody na poziomie 647 miliardów złotych, wydatki 918,9 miliarda złotych i deficyt 271,7 miliarda złotych. W zestawieniu z prognozowanym wzrostem PKB o 3,5 procentu liczby te, jak zauważył, mogą budzić obawy.
Demografia i wydatki społeczne obciążają budżet
Były minister finansów Stanisław Kluza informował, że Polska wraz z Rumunią znalazła się w grupie państw z największym deficytem w Unii Europejskiej. – Wkrótce trzeba będzie zdecydować: albo podniesiemy podatki, albo ograniczymy wydatki społeczne – stwierdził. Podkreślał przy tym, że sam wzrost fiskalizmu nie wystarczy, jeśli nie zostaną zmienione priorytety wydatkowe.
Szef resortu finansów w rządzie Jarosława Kaczyńskiego w 2006 roku oraz pierwszy przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego akcentował również wpływ trendów demograficznych. – Coraz mniej osób pracuje, a coraz więcej przechodzi na emeryturę. To równanie nie może się bilansować w nieskończoność – ostrzegał. W jego ocenie konieczne jest nie tylko myślenie o budżecie w perspektywie jednego roku, ale podjęcie działań w kierunku uzyskania długofalowej równowagi.
Z kolei Robert Gwiazdowski, profesor Uczelni Łazarskiego, ekspert Centrum im. Adama Smitha, podkreślał, że obecne programy socjalne nie rozwiązują problemów demograficznych. – Tak skonstruowano system, że nie zachęca do podejmowania pracy. Program 500+, a obecnie 800+, miał wspierać rodziny i zwiększać dzietność, a w praktyce w wielu przypadkach stał się barierą aktywności zawodowej – oceniał.
Biznes chce stabilnego prawa
Kolejny wątek dotyczył jakości stanowionego prawa. Gwiazdowski krytykował brak przewidywalności. – Sam bym w Polsce nie zainwestował. Prawo zmienia się zbyt często, a sądy nie dają poczucia bezpieczeństwa – mówił. Przypomniał przykład tak zwanej ulgi meldunkowej: organy podatkowe interpretowały przepisy w jeden sposób, sądy administracyjne w inny, a dopiero po latach Trybunał Konstytucyjny przyznał rację podatnikom. – Tysiące osób żyły w niepewności, czy będą musiały zwracać pieniądze – podkreślał. Odniósł się także do praktyk legislacyjnych. – Nowe rozporządzenia potrafią pojawić się w Dzienniku Ustaw w niedzielę wieczorem, tak aby przedsiębiorcy nie zdążyli się przygotować. To pokazuje brak szacunku dla rynku – mówił. Jako przykład podał ustawę o reklamie alkoholu, w której znalazł się zapis „z wyjątkiem piwa”. – Do dziś nie wiadomo, dlaczego akurat piwo zostało wyłączone. Nie ma protokołów, które by to wyjaśniały – ironizował.