Film „Baader-Meinhof Komplex” nie spodobał się Ignes Ponto – wdowie po jednej z ofiar lewackich terrorystów. Jej mąż bankier Jürgen Ponto został zamordowany przez członków RAF wiosną 1977 roku. Kobieta domaga się wycięcia z filmu sceny śmierci męża. – Jest nieprawdziwa. Cały film bagatelizuje ofiary i przedstawia w korzystnym świetle zbrodniarzy RAF – tłumaczy Ignes Ponto.
Od chwili wejścia filmu na ekrany niemieckich kin jesienią ubiegłego roku wdowa usiłuje zmusić producentów do usunięcia z niego wątków dotyczących jej męża. Jej zdaniem „to skandal, że tego rodzaju obraz był współfinansowany przez państwo”. Na znak protestu zwróciła nawet przyznane jej po śmierci męża odznaczenie państwowe. W filmie w chwili śmierci Ponto jego żona przebywa na tarasie ich domu, telefonując.
W rzeczywistości, gdy terrorystka Brigitte Mohnhaupt wystrzeliła w kierunku bankiera pięć kul, Ignes znajdowała się w przylegającym do tarasu pokoju. Była więc naocznym świadkiem śmierci męża. – Nie rozumiem, dlaczego tego nie pokazano w filmie, którego twórcy szczycili się, że zadbali o każdy detal, łącznie z numerami rejestracyjnymi samochodów z tamtych czasów – skarżyła się „Die Welt” Corinna Ponto, córka bankiera.
– Nie mamy sobie nic do zarzucenia. Przedstawiliśmy wszystko zgodnie z dostępnymi relacjami i dokumentami – odpowiadają producent filmu Bernd Eichinger oraz Stefan Aust, autor scenariusza.
– Na pierwszy rzut oka cała sprawa wydaje się mieć marginalne znaczenie, ale w gruncie rzeczy chodzi o swobodę artystycznej wypowiedzi – tłumaczy „Rz” Robert Thalheim, reżyser filmu „Na koniec przyjdą turyści”, o przeżyciach młodego Niemca odbywającego zastępczą służbę wojskową na terenie obozu Auschwitz. Spotkał się z zarzutami mieszkańców Oświęcimia, że inaczej przedstawił panoramę miasta, niż widzą ją oni. – Każdy twórca ma prawo obchodzić się z faktami historycznymi w inny sposób niż naukowiec. Ważne, aby nie przekroczyć pewnej granicy. Nie należy przywiązywać nadmiernej wagi do detali – mówi reżyser.