Lider chadeków w Parlamencie Europejskim Joseph Daul powiedział, że kraj, który nie ratyfikuje traktatu lizbońskiego, nie powinien otrzymać stanowiska unijnego komisarza. Francuski polityk nie krył, że ostrzeżenie kierował do czeskiego prezydenta Vaclava Klausa.
– Co zrobi nasz drogi prezydent Czech? Jaką mamy pewność, że ratyfikuje traktat – pytał Daul. Przypomniał, że jeśli Unia będzie musiała funkcjonować, bazując na traktacie z Nicei, to już w najbliższej kadencji parlamentu zmniejszona powinna zostać liczba komisarzy. Traktatu lizbońskiego nie ratyfikowały jeszcze Niemcy, Polska, Czechy i Irlandia, która odrzuciła dokument w referendum. To właśnie Irlandczycy byli początkowo obiektem gróźb ze strony unijnych polityków. Lider frakcji zielonych w PE Daniel Cohn Bendit sugerował nawet, że powinni wystąpić z UE. Potem zaczęto atakować prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który dał do zrozumienia, że podpisze dokument dopiero po kolejnym referendum w Irlandii. Prezydent Francji Nicolas Sarkozy odwoływał się do poczucia odpowiedzialności i moralności polskiego przywódcy. Teraz celem ataku stał się Klaus sugerujący, że będzie ostatnim politykiem, który podpisze traktat.
– Jestem za wolnością debaty, ale wytykanie palcami i wywieranie presji przynosi tylko efekt odwrotny do zamierzonego. Ostrzegałbym przed tym zwłaszcza Francję, która sama odrzuciła traktat konstytucyjny w referendum – mówi "Rz" politolog Andy Storey z University College w Dublinie.
Problem z ratyfikacją mają także Niemcy. Trybunał Konstytucyjny uznał, że traktat jest zgodny z konstytucją, ale prezydent Niemiec nie może złożyć pod nim podpisu, dopóki parlament nie przyjmie ustawy zwiększającej wpływ parlamentu na decyzje Unii. To ośmieliło należącą do koalicji rządowej bawarską CSU, która zaczęła forsować ideę wprowadzenia w Niemczech referendum w sprawach przyszłych ważnych rozstrzygnięć UE.
Chociaż nawet przy sprzeciwie CSU ustawa kompetencyjna zostałaby przegłosowana w parlamencie, kanclerz Angela Merkel (i szefowa siostrzanej CDU) próbuje znaleźć kompromis z koalicjantem. Wtorkowe rozmowy nie przyniosły jednak rezultatu. Nieprzejednani politycy CSU nazywani są już w otoczeniu szefowej rządu mianem antyEuropejczyków. – CSU prowadzi grę przed wrześniowymi wyborami do Bundestagu. Ale jedno jest pewne. Nie zagraża to ratyfikacji traktatu lizbońskiego – twierdzi w rozmowie z "Rz" Thomas Fischer, ekspert fundacji Bertelsmanna. Jednak zdaniem wielu ekspertów konflikt może zaszkodzić wizerunkowi Niemiec jako kraju o ustalonej renomie euroentuzjasty.