Powietrzni szeryfowie czuwają

Funkcjonariusze tajnej jednostki mają strzelać, by zabić, gdy w samolocie pojawią się terroryści

Publikacja: 04.08.2010 03:36

Powietrzni szeryfowie czuwają

Foto: Fotorzepa

Stewardesa zbliża się do kokpitu. Chce podać pilotom tacę z jedzeniem. Tuż za nią idzie pasażer. Dwaj niczym niewyróżniający się z tłumu mężczyźni siedzący w różnych częściach samolotu uważnie go obserwują. Pasażer się nie zatrzymuje. Stewardesa otwiera drzwi od kokpitu. Mężczyzna przyspiesza. Widać, że zamierza wtargnąć do kabiny pilotów. Wtedy jeden z mężczyzn błyskawicznie oddaje strzał. Potencjalny terrorysta nieżywy pada na podłogę.

– To wzorcowe zachowanie powietrznego szeryfa, takie sytuacje ćwiczymy. Facet powinien zostać zastrzelony, bo ryzyko wejścia do kokpitu i sterroryzowania pilotów było zbyt duże – tłumaczy “Rz” mjr Michał Stachyra, zastępca szefa sztabu Straży Granicznej, który dowodzi powstałą formalnie w 2004 r. jednostką powietrznych szeryfów, tzw. Sky Marshals. Wcześniej działała w ramach oddziałów realizacji Straży Granicznej.

Szeryfowie powietrzni to oprócz GROM i Formozy jedna z najtajniejszych i najlepiej wyszkolonych formacji specjalnych w Polsce. “Rzeczpospolita” opisuje kulisy jej działania.

[srodtytul]Jak zwykli pasażerowie[/srodtytul]

Kompleks niewysokich budynków Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej przy ul. 17 Stycznia w Warszawie, tuż obok lotniska Okęcie, to siedziba Sky Marshals. Wszystko tu jest tajne. Od liczebności jednostki przez sposób szkolenia i działania, kończąc na liczbie lotów. – Potencjalni terroryści nie mogą nic o nas wiedzieć, nawet jakimi siłami dysponujemy – wyjaśnia mjr Stachyra.

Dlatego nie wiadomo też, na jakich trasach pełnią warty powietrzni szeryfowie. Zawsze są to jednak loty polskich przewoźników, a piloci przed startem są informowani o obecności tajniaków na pokładzie.

O wartach Sky Marshals decyduje prezes Urzędu Lotnictwa Cywilnego, który kontroluje rynek lotniczy w Polsce. Decyzje podejmuje na podstawie informacji tajnych służb na temat potencjalnych zagrożeń, ryzykownych tras oraz niebezpiecznych osób zamierzających lecieć danym samolotem.

W zależności od stopnia zagrożenia szeryfowie działają w kilkuosobowych grupach, najczęściej w dwójkach.

– Wyglądają jak zwykli pasażerowie. Na lotnisku nadają bagaż. Po wejściu do samolotu siadają w różnych miejscach, nigdy obok siebie. Najczęściej przy przejściach lub blisko toalety – opowiada wieloletni pilot LOT.

Ale w przeciwieństwie do reszty pasażerów szeryfowie są uzbrojeni w broń krótką załadowaną zwykłymi ostrymi nabojami. – Przeprowadzone na świecie badania dowiodły, że jej użycie nie zagraża konstrukcji samolotu – tłumaczy Stachyra.

W jaki sposób ich broń trafia na pokład, nie chcą ujawnić.

[srodtytul]Ten jeden strzał[/srodtytul]

W samolocie szeryfowie działają na podstawie rozporządzenia szefa MSWiA z 2004 r., które pozwala np. na użycie na pokładzie broni. Szczegóły ich działania określają wewnętrzne procedury. Zabraniają m.in. interweniować w przypadku agresywnych pasażerów lub osób chorych psychicznie. Powód? Taka interwencja mogłaby ich zdekonspirować.

– Działamy tylko wtedy, gdy jest bezpośrednio zagrożone bezpieczeństwo lotu – mówi Adam, były policjant stołecznego oddziału antyterrorystycznego, od prawie dziesięciu lat służący w Straży Granicznej, od kilku jako Sky Marshal. Przyznaje, że dotąd – podobnie jak koledzy z jednostki – nigdy nie musiał interweniować.

Najważniejszym elementem szkolenia szeryfów jest trening strzelecki. – Jesteśmy najlepszymi snajperami z broni krótkiej – chwali się Miłosz, od pięciu lat w Sky Marshals, wcześniej przez lata służący w wojsku. – Musimy być przygotowani do oddania tego jednego strzału, który zlikwiduje terrorystę. W takim momentach nie będzie czasu na przymierzanie i celowanie. Po prostu trzeba strzelić i zabić, aby ocalić samolot i pasażerów.

Jednak mjr Stachyra podkreśla, że Sky Marshals to ostatnie ogniwo w łańcuchu zabezpieczeń. – Gdyby doszło do uprowadzenia samolotu, to znaczy, że padł cały system bezpieczeństwa. Niekompetentne okazałyby się zarówno służby specjalne, które nie zdobyły informacji o zamachu, jak i służby lotniska, które nie wykryły zagrożenia – wyjaśnia.

Zaznacza, że warty powietrznych szeryfów to tylko prewencja. – Jeśli wcześniej pojawi się sygnał, że terroryści będą chcieli porwać dany samolot, to nie wystartuje on z lotniska.

[srodtytul]Większość odpada[/srodtytul]

Powietrzni szeryfowie rekrutują się głównie ze Straży Granicznej. Są też tacy, którzy przez lata służyli w policji, wojsku lub Żandarmerii Wojskowej. Średnia wieku nie przekracza 35 lat. Aby stać się szeryfami, musieli przejść kilkutygodniową selekcję oraz specjalne kursy i szkolenia. Nie wszystkim się to udaje.

[wyimek]Podczas kursu wstępnego odpada ponad 80 proc. kandydatów na Sky Marshals[/wyimek]

– Kurs wstępny dla przyszłych Sky Marshals jest bardzo trudny, w trakcie odpada ponad 80 proc. chętnych – mówi powietrzny szeryf Krzysztof, który w Straży Granicznej służy od dziesięciu lat.

Kurs trwa sześć tygodni. Co tydzień odpadają ci, którzy nie zaliczyli poszczególnych etapów. – W czasie kursu kandydatów doprowadza się do granic wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Cały czas utrzymuje się ich na określonym pułapie agresji. W tej pracy muszą podejmować decyzje bardzo szybko, ale i w sposób niezwykle wyważony – mówi Adam.

Wyśrubowane są kryteria dopuszczenia do kursu. Trzeba znać język angielski, mieć minimum kilka lat służby, uregulowaną sytuacją rodzinną. Ważna jest też opinia zawodowa i koleżeńska. Z reguły nie przyjmuje się osób poniżej 27. roku życia.

Ci, którzy przeszli selekcję i są przyjmowani do Straży Granicznej, nie od razu stają się powietrznymi szeryfami. – Bycie w Sky Marshals to najwyższy stopień wtajemniczenia, wymaga ogromnego doświadczenia i wyszkolenia. Dlatego nowi w jednostce muszą sprawdzić swoje umiejętności podczas realizowanych przez Straż Graniczną zatrzymań i deportacji – wyjaśnia Stachyra. – Wszyscy, którzy przeszli kurs, są potem doszkalani z walki wręcz i innych środków przymusu bezpośredniego, bo muszą umieć błyskawicznie obezwładnić przeciwnika. Podnosi się też ich umiejętności strzeleckie i zapoznaje z taktyką.

[srodtytul]Deportacje

– test na czujność[/srodtytul]

Udział jako asysta w deportacjach nielegalnych imigrantów lub groźnych kryminalistów to dobra szkoła nie tylko dla kandydatów na powietrznych szeryfów. Biorą w nich udział także sami Sky Marshals.

– Trzeba być przez wiele godzin w pełni skoncentrowanym – tłumaczy Adam. – Nasza rekordowa deportacja na Sri Lankę trwała 36 godzin. W tym czasie nie było można zmrużyć oka – podkreśla.

Tylko w pierwszej połowie tego roku wydalono z Polski drogą lotniczą 968 obcokrajowców, z czego ponad 70 proc. w asyście funkcjonariuszy Straży Granicznej. Najczęściej deportowano do Gruzji, Wietnamu, Armenii, Chin i Nigerii. Większość cudzoziemców nie godziła się z koniecznością opuszczenia naszego kraju.

– Deportowani potrafią głośno śpiewać, awanturować się, krzyczeć, szamotać. Są też chorzy na AIDS, którzy podczas lotu przegryzają sobie żyły i próbują spryskiwać krwią członków asysty i pasażerów. W takich sytuacjach nie wolno się kierować emocjami i pod żadnym pozorem uderzyć deportowanego. Co najwyżej można go obezwładnić i założyć kajdanki sznurkowe – podkreśla Miłosz.

Opowiada, że największym problemem są deportowani, którzy jako weterani wojenni lub mistrzowie sztuk walki znają techniki stosowane przez służby. – W takich sytuacjach członków asysty jest więcej, aby bez problemu dać sobie radę z takim człowiekiem – tłumaczy.

[srodtytul]Zaczęło się w PRL[/srodtytul]

Polska była pierwszym krajem na świecie, który stworzył wyspecjalizowaną jednostkę powietrznych szeryfów. Powstała w 1973 r. i działała w ramach skrzydła ochrony lotów Wydziału Zabezpieczenia Stołecznego Urzędu Spraw Wewnętrznych zlokalizowanego na lotnisku Okęcie. Jej pracę nadzorował Jerzy Dziewulski, później m.in. szef ochrony prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.

– Członkowie tego zespołu latali po cywilnemu, udając zwykłych pasażerów. Ich tożsamość była chroniona. Nie przychodzili normalnie do pracy do komend, ale spotykali się na odprawach w wyznaczonych do tego miejscach – opowiada Dziewulski. – W latach 80. prócz milicjantów po cywilnemu w samolotach zaczęli latać umundurowani funkcjonariusze. W zależności od sytuacji i stopnia zagrożenia lotu jeden z nich przebywał też w kokpicie.

Powodem takiej zmiany była rosnąca liczba uprowadzanych samolotów i prób sterroryzowania załogi przez pasażerów. Oprócz wprowadzenia dodatkowych wart umundurowanych milicjantów na pokładzie samolotu zaczęły obowiązywać bardzo restrykcyjne przepisy.

– Pasażerowie nie mogli wstawać z foteli i np. korzystać z toalety bez zgody umundurowanego patrolu – mówi Dziewulski.

Choć w PRL szeryfowie powietrzni mieli bardzo duże uprawnienia, łącznie z możliwością strzelania do terrorystów, nie dorównywali pod tym względem kolegom z Etiopii. – W latach 80. najczęściej porywano etiopskie samoloty. Dlatego wprowadzono tam przepisy umożliwiające np. rozstrzelanie terrorysty bez sądu pod skrzydłem samolotu zaraz po wylądowaniu, nie przejmując się patrzącymi na to pasażerami – opowiada Dziewulski.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autora [mail=p.nisztor@rp.pl]p.nisztor@rp.pl[/mail][/i]

Stewardesa zbliża się do kokpitu. Chce podać pilotom tacę z jedzeniem. Tuż za nią idzie pasażer. Dwaj niczym niewyróżniający się z tłumu mężczyźni siedzący w różnych częściach samolotu uważnie go obserwują. Pasażer się nie zatrzymuje. Stewardesa otwiera drzwi od kokpitu. Mężczyzna przyspiesza. Widać, że zamierza wtargnąć do kabiny pilotów. Wtedy jeden z mężczyzn błyskawicznie oddaje strzał. Potencjalny terrorysta nieżywy pada na podłogę.

Pozostało 95% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021