Co więcej, z orzeczenia wynika, że władze nie muszą wcale prosić o sądową zgodę na umieszczenie urządzenia w samochodzie podejrzanego.

Decyzja sądu apelacyjnego w Kalifornii, w którego jurysdykcji znajduje się dziewięć zachodnich stanów USA, wywołała w całym kraju burzliwą debatę na temat granic działania policji. „Takie postępowanie ma więcej wspólnego z KGB niż takim krajem jak nasz” – stwierdził w blogu komentator CNN Jack Cafferty.

Orzeczenie dotyczy sprawy Juana Pinedy-Moreno, mieszkańca stanu Oregon, którego policja podejrzewała o uprawę marihuany. By obserwować jego ruchy, policjanci zainstalowali w jego samochodzie nadajnik GPS. „Plantator” przyznał się do winy, ale zakwestionował użycie przeciw niemu dowodów zebranych za pomocą nadajnika.

Sądy kolejnych instancji stawały jednak po stronie policji. Według opinii sądu apelacyjnego wprawdzie konstytucja nie pozwala policji na zakładanie tego rodzaju urządzeń w mieszkaniu obserwowanej osoby bez sądowej zgody, ale ograniczenie to nie dotyczy podjazdu przed domem. Jest to przestrzeń otwarta, do której każdy, od listonosza po dzieci sąsiadów, ma swobodny dostęp. Policja ma prawo zakraść się do zaparkowanego przed domem auta i zainstalować nadajnik.

Prezes sądu Alex Kozinski, który odciął się od decyzji kolegów, stwierdził, że orzeczenie przywodzi mu na myśl świat przedstawiony w powieści George’a Orwella. „Rok 1984 nie nadszedł tak szybko, jak się spodziewano, ale jest już blisko” – napisał Kozinski.