Po tygodniach ignorowania europejskiej opinii publicznej Paryż złagodniał i postanowił wyłożyć swoje racje. Wczoraj do Brukseli przyjechało z Paryża dwóch ministrów – Eric Besson (imigracja) i Pierre Lellouche (sprawy europejskie). Po południu mieli zaplanowane spotkanie z dwójką komisarzy: Viviane Reding (sprawiedliwość) i Cecilią Malmström (sprawy wewnętrzne). Wcześniej premier Francois Fillon odbył pojednawczą rozmowę telefoniczną z szefem Komisji Europejskiej Jose Barroso. Ustalili, że komisarz Malmström przyjedzie na szczyt imigracyjny do Paryża 6 września.
Początkowo Francja nie przewidywała udziału Komisji, zaprosiła wyłącznie ministrów z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Włoch i Grecji oraz przedstawiciela Belgii sprawującej obecnie przewodnictwo w UE. Przez pominięcie KE Paryż chciał zademonstrować, że jego polityka wobec imigrantów jest sprawą wewnętrzną, nieleżącą w kompetencjach UE.
Francja podtrzymuje swoje stanowisko, że deportacja setek Romów, obywateli UE, do Bułgarii i Rumunii nie narusza unijnego prawa. Tymczasem w Unii można nakazać opuszczenie kraju przez obywatela innego państwa UE wyłącznie w sytuacji, gdy jego pobyt przekroczy trzy miesiące, nie ma on stałego źródła dochodów i stanowi nadmierne obciążenie dla systemu zabezpieczenia społecznego. Ale nawet w takich przypadkach musi dostać co najmniej miesiąc na opuszczenie kraju goszczącego. Masowe deportacje są zakazane.
– Uważamy, że jedynym długoterminowym rozwiązaniem dla tych pełnoprawnych obywateli UE jest lepsza integracja społeczna i gospodarcza w krajach ich pochodzenia – powiedział na spotkaniu z francuskimi ambasadorami premier Francji. Innego zdania jest Komisja Europejska. – Integrację rozumiemy w kontekście unijnym, na terenie całej wspólnoty, a nie tylko w kraju pochodzenia – podkreślał rzecznik KE.
Polityka prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego, który – zdaniem komentatorów – rozpaczliwie próbuje poprawić swoje notowania, budzi kontrowersje nawet we francuskim obozie rządzącym. Jeden z czołowych członków gabinetu, szef MSZ Bernard Kouchner, powiedział, że rozważał nawet rezygnację.