Choć Benedykt XVI wydał Motu proprio zezwalające księżom na odprawianie mszy po łacinie ponad trzy lata temu, biskupi wciąż podchodzą do niego nieufnie i – jak wynika z raportu sporządzonego przez pismo katolickich tradycjonalistów – zalecenie papieża omijają nader szerokim łukiem.

Nie przez przypadek chyba hierarchowie niemieccy, a w ślad za nimi także polscy, zgodę na sprawowanie liturgii trydenckiej obwarowują szeregiem biurokratycznych restrykcji. Wierni muszą się wykazać naprawdę niezwykłym hartem ducha, by móc uczestniczyć w mszy, która odpowiada ich wrażliwości religijnej (w Polsce mają taką możliwość w 38 miejscach).

Ta daleko posunięta ostrożność nieco dziwi, zwłaszcza gdy skonfrontuje się ją z przychylnością Benedykta XVI dla mszy trydenckiej. Bo też trudno nie odnieść wrażenia, że papież oraz przynajmniej jakaś część watykańskich kurialistów widzą w starej formie rytu lekarstwo, które może uzdrowić liturgię posoborową, coraz mocniej deformowaną przez księży showmanów. „Dzisiaj w Kościele ignoruje się reformy, kanony, prawo Boże, prawo liturgiczne" – utyskuje ks. Nicola Bux, konsultor Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, według którego „większość problemów reformy liturgicznej wynikła z tego, że kapłan patrzy na lud". I dodaje: „Forma nadzwyczajna, która jest zwrócona ku Panu, może bardzo korzystnie wpłynąć na formę zwyczajną".

Dobrze by było, gdyby wreszcie dostrzegli to także katoliccy hierarchowie.