26 kwietnia 1986 roku Ołeksij Breus, operator czwartego reaktora elektrowni w Czarnobylu, przyjechał do pracy po godzinie 7 rano. Do wybuchu doszło po 1 w nocy. Breus spędził w elektrowni kilka godzin. Dawka napromieniowania, którą otrzymał, wystarczy do postawienia diagnozy „choroba popromienna". Breus, inżynier konstruktor urządzeń jądrowych, takiej diagnozy jednak nie ma.
– 13 maja 1986 roku Michaił Gorbaczow wystąpił w telewizji – wspomina w rozmowie z „Rz" Breus. – Sowiecki przywódca powiedział wówczas, że odnotowano 299 przypadków zachorowań na chorobę popromienną, i zapewnił, że więcej nie będzie. Pewnie dlatego się nie załapałem – ironizuje.
Chude renty
Za zasługi w likwidacji skutków awarii Breus otrzymał medal. Ma III grupę inwalidzką i około 2400 hrywien (900 zł) renty. By prostować sowieckie kłamstwa o Czarnobylu, pisał do amerykańskich gazet. Alarmował o dramatycznej sytuacji, w jakiej się znaleźli napromieniowani, zwani na Ukrainie czarnobylcami.
– Dziś relacje między władzami ukraińskimi a czarnobylcami sprowadzają się do spraw sądowych. Ludzie walczą o renty, które według przepisów powinny być kilkakrotnie wyższe. Niektórym nawet udaje się wygrać – mówi Breus. I dodaje: – Jechałem do elektrowni autobusem. Widziałem z okien zniszczony reaktor i myślałem z przerażeniem: „Po co my tam jedziemy?".
Luba Triszyna mieszkała w 45-tysięcznej Prypeci, oddalonej 3 km od elektrowni. Jej mąż Siergiej przed wybuchem pracował przy ładowaniu paliwa do czwartego reaktora. Gdy doszło do eksplozji, miał wolne, ale postanowił wrócić do pracy. Zajął się chłodzeniem i wentylacją zniszczonego bloku. Zmarł po kilku latach na białaczkę, we własnym domu. Nie chciał iść do szpitala, bo lekarze nie wiedzieli, co mu jest, i nie potrafili go leczyć. Luba leczyła go sama.