To nowa forma skrajnie prawicowego terroryzmu – ocenia szef niemieckiego MSW. Kanclerz Angela Merkel mówi o hańbie, jaką sprowadziła na Niemcy kilkuosobowa banda neonazistów mordująca od dziesięciu lat imigrantów w całym kraju. Zabili ośmiu tureckich handlarzy warzyw i właścicieli stoisk z kebabem oraz jednego Greka. Mają też na koncie liczne napady na banki oraz na niemiecką policjantkę. Policja wpadła na ich ślad przypadkiem kilka dni temu, poszukując sprawców napadu na bank w Eisenach. Z nieznanych nadal przyczyn dwoje przestępców popełniło samobójstwo, a ich wspólniczka Beate Zschäpe podpaliła zamieszkiwany wspólnie dom w Zwickau. W zgliszczach znaleziono pistolet, z którego strzelano do imigrantów.
Od czasów słynnej Frakcji Armii Czerwonej (RAF) nie było w Niemczech tak świetnie zorganizowanej przestępczej grupy terrorystycznej. Dlatego Niemcy są w szoku. Tygodnik „Der Spiegel" nazywa całą grupę Frakcją Armii Brunatnej. – Pozostaje mieć tylko nadzieję, że znana obecnie trójka członków tej bandy nie tworzy wierzchołka góry lodowej i nie stoi za nimi liczniejsza organizacja. To byłaby prawdziwa katastrofa – tłumaczy prof. Klaus Schroeder z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie.
W całej sprawie jest nadal więcej zagadek niż faktów. Nie wiadomo, jaką rolę odegrał niemiecki kontrwywiad, który od lat infiltruje środowiska neonazistowskie i ma tam całą sieć agentów.
Okazuje się, że dwóch członków grupy, Uwe Mundlos i Uwe Bönhardt, miało wiele lat temu kontakty z agentem kontrwywiadu, który nie zainteresował się ich losami, gdy nagle zniknęli. Założyli organizację o nazwie Podziemie Narodowosocjalistyczne (NSU) i mordowali swe ofiary, nie wysyłając żadnych pism ani manifestów. – Działali jednak zgodnie ze swą ideologią nienawiści rasowej, co czyni z nich terrorystów – mówi Stefan Lamby, ekspert ds. terroryzmu. Przypomina, że z racji swej historii Niemcy znajdują się pod szczególnym nadzorem międzynarodowej opinii publicznej i działalność NSU, jak i całego środowiska neonazistowskiego wywołuje uzasadniony niepokój za granicą.
Zwłaszcza sytuacja we wschodniej części Niemiec, skąd wywodzi się grupa neonazistowskich morderców. Po zjednoczeniu płonęły tam schroniska dla azylantów, nierzadko na oczach biernych mieszkańców. Z rąk brunatnej ekstremy od zjednoczenia zginęło w całym kraju 136 osób, nie licząc ofiar NSU. Niemal połowa na obszarze byłej NRD, gdzie imigranci stanowią zaledwie 2 proc. społeczeństwa (w zachodnich landach – 9 proc.). W landach wschodnich mieszka zaledwie jedna piąta Niemców, lecz popełniana jest tam połowa wszystkich przestępstw o podłożu rasistowskim.