Strajk potrwa do północy. Obejmie oświatę, służbę zdrowia, służby municypalne, graniczne, urzędy i ministerstwa. Jak się oczekuje, będzie to największy strajk od kilkudziesięciu lat - przynajmniej od "zimy niezadowolenia" z 1978-79 roku, a być może nawet od strajku generalnego z 1926 roku, kiedy rząd użył wojska przeciwko związkowcom. Tym razem również wezwał na pomoc żołnierzy, ale tylko do obsadzenia granicznej kontroli paszportów.

Strajk dotyczy zmiany podstawy naliczania emerytur - z ostatniej pensji na średnią z całej kariery zawodowej, przedłużenia wieku emerytalnego stopniowo aż do 68 lat i podniesienia składek emerytalnych o ponad 3 procent.

Mimo strajku związkowcy nie zerwali rokowań z rządem. Jak mówił BBC sekretarz generalny związku UNISON Dave Prentice: "Chcemy się porozumieć, ale nie możemy zaakceptować, żeby w sytuacji zamrożenia płac naszym członkom odebrano jeszcze 3 procent zarobków, w zamian za co dostaną dużo gorszą emeryturę i będą musieli pracować dłużej o 6 lat".

Rząd argumentuje, że strajk jest dziełam radykałów, podważa osłabioną gospodarkę Wielkiej Brytanii, a i tak nie zmieni zasadniczych realiów: ludzie żyją coraz dłużej, a państwa nie stać, by dopłacać do ich emerytur.