Północnokoreańska machina propagandowa robi wszystko, by przekonać społeczeństwo, że jest w dobrych rękach po śmierci Kim Dzong Ila. Władzę ma przejąć najmłodszy z jego synów, około 30-letni Kim Dzong Un. Nie tylko poza Koreą Północną, ale także w kraju wiele osób ma wątpliwości, czy jest odpowiednio przygotowany do rządzenia.
– Jest młody i niedoświadczony. Podejrzewam, że przez jakiś czas władzę będzie trzymał w rękach jego wuj Jang Song Taek, mąż siostry Kim Dzong Ila. Jest bardzo wpływową postacią w radzie wojskowej, która w rzeczywistości kieruje Koreą Północną – mówi „Rz" Tom Hart, ekspert z Uniwersytetu w Sztokholmie.
Kim Dzong Un nie był faworytem do przejęcia władzy. Ojciec szykował na następcę najstarszego syna. Kim Dzong Nam skompromitował się jednak, kiedy w 2001 roku próbował ze sfałszowanym paszportem wjechać do Japonii, żeby się zabawić w Disneylandzie. Drugiemu synowi dyktatora Kim Dzong Czolowi brak natomiast cech przywódczych i zdaniem klanu Kimów nie nadaje się do rządzenia.
Przywódca KRLD po udarze mózgu w 2008 roku postanowił więc namaścić na następcę najmłodszego z synów. Na początku 2009 roku Kim Dzong Un otrzymał niższe stanowisko w radzie wojskowej. Kilka miesięcy później został awansowany do stopnia generała. U boku ojca pojawiał się na wojskowych paradach. Armia otrzymała też biografię wychwalającą czyny przyszłego przywódcy i złożyła mu przysięgę na wierność. W zakładach pracy rozpoczęto naukę pieśni na jego cześć. Pojawiły się nawet pogłoski, że przeszedł operację plastyczną, by jeszcze bardziej upodobnić się do swojego dziadka – ojca narodu Kim Ir Sena.
Zdaniem części ekspertów nie ma jednak gwarancji, że nie dojdzie do wewnętrznej walki o władzę albo że nowy przywódca nie będzie marionetką. Byłby to jeden z najgorszych scenariuszy, bo to generałowie są oskarżani o podsycanie konfrontacyjnej polityki KRLD wobec świata zewnętrznego.