Wulffen – tak brzmi neologizm utworzony właśnie od nazwiska atakowanego ze wszystkich stron prezydenta Christiana Wulffa. Nowy czasownik ma aż dwa znaczenia.

W pierwszym „wulffen" to pozostawienie na poczcie głosowej emocjonalnej wiadomości obfitującej w groźby. Taką wiadomość nagrał prezydent RFN na poczcie głosowej szefa tabloidu, „Bild" w połowie grudnia starając się przekonać go, aby nie publikował przygotowanych już do druku materiałów na temat budzących wątpliwości prywatnych pożyczek szefa państwa.

W drugim znaczeniu „wulffen" to po prostu mówienie nieprawdy, która jednak bezczelnym kłamstwem nie jest. Tego zresztą nikt prezydentowi nie zarzuca, ale że od samego początku afery kredytowej kluczył, cedząc informacje po kawałku i ujawniając kulisy sprawy plasterek po plasterku. W powszechnej opinii stosowanie taktyki salami jest nie do pogodzenia z godnością sprawowanego przez Christiana Wulffa urzędu. Tak jak korzystanie nieodpłatnie z luksusowych posiadłości licznych przyjaciół milionerów, zaciąganie u nich korzystnych kredytów, finansowanie przez nich autobiograficznych książek i tego rodzaju rzeczy. No i stosowanie pogróżek pod adresem mediów, nie do pogodzenia z zasadą wolności prasy.

– Radziłbym mu, aby nie narażał dłużej na szwank siebie, swej rodziny oraz urzędu – ogłosił właśnie Georg Wellmann, deputowany CDU. Jest pierwszym politykiem z ugrupowania, do którego należał obecny prezydent RFN, domagającym się dymisji prezydenta. Media spekulują, że to początek końca Christiana Wulffa i szukają już jego następców. Według konserwatywnej „Frankfurter Allgemeine Zeitung" mógłby nim zostać obecny minister obrony Thomas de Maiziere.

– Jestem przeciwnego zdania. Jeżeli nie wyjdzie na jaw jakaś nowa afera z udziałem prezydenta, pozostanie na swym stanowisku – zapewnia „Rz" prof. Gerd Langguth, biograf Angeli Merkel i w przeszłości polityk CDU. Zresztą sama pani kanclerz udzieliła w środę po raz drugi publicznie poparcia prezydentowi, zalecając mu jednak, aby odpowiedział na wszelkie pytania. Media zebrały ich już 400, więc skandal daleki jest od zakończenia.