Nicolas Sarkozy tym razem nie chciał żadnej pompy. Na otwarcie kampanii wybrał skromność, prostotę i bezpośredniość. – Tak, jestem kandydatem w wyborach prezydenckich – ogłosił po prostu wieczorem w telewizji TF 1. – Podjąłem taką decyzję, bo od trzech lat we Francji, w Europie i na świecie mamy do czynienia z bezprecedensowym kryzysem. Nieubieganie się o kolejny mandat zaufania od Francuzów byłoby więc porzuceniem obowiązków – wyjaśniał prezydent, porównując się do „kapitana statku w samym sercu sztormu".
Kilkanaście godzin wcześniej Sarkozy zadebiutował na Twitterze. Do przyspieszenia kampanii zmusiły go kiepskie wyniki. Wybory już 22 kwietnia, a jego notowania zatrzymały się na 25 proc. i ani drgną. A socjalista Francois Hollande może liczyć na 30 proc. głosów w pierwszej turze i 57,5 proc. w drugiej. Sarkozy'emu depcze po piętach szefowa skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen, której ostatni sondaż Ifop (z 14 lutego) daje 17,5 proc. głosów. Centrysta Francois Bayrou ma 12,5 proc. poparcia.
Klasyczna strategia
Czy oficjalny start kampanii poprawi notowania prezydenta? – To będzie miało niewielki efekt. W sondażach może on podskoczyć od 1 do 3 punktów. Ważniejsze będzie, czy uda się mu uwiarygodnić swoją kandydaturę – uważa francuski politolog Bruno Cautres. – Już widać, że będzie się starał zdobyć jak najwięcej głosów we własnym obozie – na prawicy. To dobra strategia, chodzi o to, by zdobyć jak najwięcej głosów w pierwszej turze, a dopiero później szukać sojuszników na drugą (6 maja – red.).
Urząd statystyczny przyniósł wczoraj prezydentowi dobrą wiadomość. Francuska gospodarka wzrosła w zeszłym roku o 1,7 proc. dzięki lepszym od spodziewanych wynikom w IV kwartale. – Wciąż zbyt wiele osób nie ma pracy, ale nasze reformy zaczynają przynosić efekty – przekonuje Sarkozy. Prezydent chce dalej stymulować wzrost, a także ograniczyć świadczenia dla bezrobotnych i zaostrzyć przepisy imigracyjne. Dzięki potwierdzeniu przywiązania do wartości takich, jak praca, odpowiedzialność i rodzina, oraz sprzeciwowi wobec małżeństw osób tej samej płci już zyskał poparcie liderów chrześcijańskiej prawicy. Ale naraził się na zarzut kokietowania elektoratu Marine Le Pen.
– Wszyscy wiedzieli, że będzie kandydował. To niczego nie zmienia – skomentował oficjalny start Sarkozy'ego Francois Hollande, podkreślając, że prezydent „przez pięć lat tkwił w błędzie, a teraz nazywa to doświadczeniem". – Trzeba przekonać Francuzów, że mogą wybrać przyszłość różną od tego, czego doświadczali przez pięć lat.