Chrześcijanie nie mają prawa do noszenia krzyżyków w miejscu pracy. Stwierdzenie takie znalazło się w dokumencie wytyczającym strategię brytyjskiego rządu przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Sąd ten rozpatruje właśnie skargę dwóch Brytyjek, stewardesy Nadii Eweidy i pielęgniarki Shirley Chaplin, którym pracodawca zabronił noszenia symboli ich wiary. Według nich w ten sposób złamano ich prawo do wolności wyznania.

W odpowiedzi przygotowanej przez brytyjski rząd – dotarł do niej „Daily Telegraph" – stwierdzono, że kobiety nie mają racji. Ponieważ chrześcijańska wiara „nie nakłada na wiernych obowiązku noszenia krzyża", pracodawca nie złamał ich swobód religijnych. Miał pełne prawo do zakazania im noszenia symboli ich wiary. A gdy odmówiły zastosowania się do zakazu, miał prawo wyrzucić je z pracy. Chodzi o to, że widok krzyżyków miałby „urazić uczucia religijne" przedstawicieli innych wyznań – muzułmanów, żydów czy hinduistów.

Ujawnienie tego dokumentu wywołało oburzenie wśród brytyjskich chrześcijan. – To coś niebywałego. Nasz rząd nigdy nie odważyłby się na wydanie podobnego zakazu muzułmanom czy Hindusom – powiedziała „Rz" Daphne McLeod, szefowa brytyjskiej organizacji katolickiej Pro Ecclesia et Pontifice. – Chrześcijaństwo w naszym kraju jest zaś traktowane jako religia drugiej kategorii. Nasi przodkowie przewracają się w grobach – dodała.

Najbardziej szokujące w tej sprawie jest to,  że tak ostrą walkę religii chrześcijańskiej wypowiedział premier David Cameron, który sprawuje władzę z ramienia Partii Konserwatywnej. – Ta nazwa to nieporozumienie. Cameron nie ma nic wspólnego z konserwatyzmem. Zamiast bronić tradycyjnych wartości, forsuje kolejne lewackie projekty wymierzone w chrześcijaństwo – podkreśliła Daphne McLeod.

W ostatnich dniach rząd Davida Camerona zapowiedział, że zamierza zalegalizować małżeństwa homoseksualne. Wywołało to bardzo ostrą reakcję chrześcijan. Podczas niedzielnych mszy świętych w brytyjskich kościołach katolickich odczytano specjalny list biskupi, w którym potępiono projekt. Na premiera posypały się gromy. Oburzeni są również sympatycy jego własnej partii. Jak wynika z sondaży, 50 procent wyborców Partii Konserwatywnej sprzeciwia się legalizacji małżeństw między przedstawicielami tej samej płci. Małżeństwo uważają bowiem za związek między kobietą a mężczyzną. Przeciwnego zdania jest 35 procent Brytyjczyków głosujących na torysów. Według ekspertów, forsując lewicowe projekty, Cameron liczy na pozyskanie nowych wyborców. Głosów konserwatystów jest i tak pewien.

– Cameron chce zrobić dobrze wszystkim. Wierzy, że będzie nowym Tonym Blairem. Problem w tym, że sprzeniewierza się wartościom, na których zbudowane zostały Wielka Brytania i Partia Konserwatywna. Gdy wygrał wybory, wierzyliśmy, że odmieni oblicze zawłaszczonego przez lewicę państwa. Że odwojuje Wielką Brytanię i cofnie szalone przepisy, które narzuciła nam Partia Pracy. Cameron jest tymczasem jeszcze bardziej radykalny. Jest  dla nas olbrzymim rozczarowaniem — podkreśliła McLeod.