Dlatego konserwatywny rząd w Madrycie z taką nadzieją patrzy na socjalistę w Paryżu. Podobnie włoski premier Mario Monti, bezpartyjny, ale znany z liberalnego spojrzenia na gospodarkę, liczy na Francois Hollande'a. – Kluczowe dla Europy jest pilne przyjęcie konkretnych działań prowzrostowych – oświadczył.
Krajom Południa, ale także Holandii, ulżyłoby złagodzenie procedury nadmiernego deficytu, zapisanej w pakcie stabilizacji i wzrostu, który ustala zasady działania strefy euro. Gdyby Bruksela wydłużyła termin obniżenia deficytu, premier Mariano Rajoy miałby większe pole manewru. Do tego nie potrzeba zgody Berlina. Wystarczy zmiana myślenia KE.
I w Warszawie
Zapowiedź zmian już widać. – Pakt stabilizacji i wzrostu nie jest głupi – mówił dzień przed wyborami we Francji Olli Rehn, unijny komisarz ds. gospodarczych. I podkreślił, że co prawda są reguły, ale jest też elastyczność ich stosowania. Trudno o bardziej czytelny sygnał dla zwolenników wzrostu kosztem rozluźniania dyscypliny budżetowej.
Nawet Polska ma nadzieję.
– Liczę, że przy pracach nad budżetem UE na lata 2013 – 2020, nowy rząd francuski będzie uwzględniał fakt, iż inwestycje UE w nowych krajach członkowskich dają największy impuls wzrostowy całej Europie – oświadczył wczoraj minister Jacek Rostowski. Socjaliści tradycyjnie są przychylniejsi większemu unijnemu budżetowi niż partia odchodzącego prezydenta Sarkozy'ego.
Hollande ma kilka pomysłów, które mogą spotkać się z aprobatą Brukseli, a może nawet warunkową akceptacją Berlina. Propozycja emisji wspólnych euroobligacji, z których pieniądze będą inwestować w wielkie projekty infrastrukturalne. Kolejny to zwiększenie kapitałów Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Wreszcie przesunięcie niewykorzystanych funduszy strukturalnych do innych regionów, potrzebujących pieniędzy np. na walkę z bezrobociem młodych. Nieco bardziej kontrowersyjny jest pomysł przyznania Europejskiemu Mechanizmowi Stabilizacyjnemu (fundusz ratunkowy strefy euro) licencji bankowej. To umożliwiłoby mu bezpośrednie zaciąganie pożyczek w Europejskim Banku Centralnym na ratowanie zadłużonych krajów strefy euro. Do tej pory Niemcy zdecydowanie przeciwstawiały się takiemu pomysłowi.