Nie dyskutowaliśmy na temat art. 5 traktatu północnoatlantyckiego – oświadczył po wczorajszym spotkaniu Rady Ambasadorów NATO Anders Fogh Rasmussen, sekretarz generalny Sojuszu. NATO potępiło jedynie zestrzelenie tureckiego myśliwca przez Syrię, uznając, że jest to kolejny dowód, że władze w Damaszku nie liczą się z normami prawa międzynarodowego, nie zależy im na pokoju i za nic mają życie ludzkie. Taka retoryka nie pozostawia już wątpliwości , że o żadnych dodatkowych działaniach NATO przeciwko Syrii nie może być mowy.
– Nikt nie rozważa interwencji Sojuszu w Syrii, gdyż jest jasne, iż nie udałoby się uzyskać zgody wszystkich członków NATO – tłumaczy „Rz" generał Jean-Vincent Brisset z francuskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS).
Najmniejszych zamiarów wykorzystania incydentu z samolotem do zbrojnej interwencji nie ma także UE. Żaden z zebranych w poniedziałek w Luksemburgu szefów dyplomacji UE nie wspomniał o jakiejkolwiek konkretnej reakcji na działania Syrii. Niezależnie od incydentu z tureckim samolotem bojowym ministrowie postanowili zaostrzyć po raz 16. sankcje przeciwko Syrii. Obejmują one zakaz wszelakich kontaktów z 129 obywatelami Syrii oraz 49 instytucjami.
Samo spotkanie NATO odbyło się na podstawie art. 4 traktatu mówiącego o konsultacjach członków Sojuszu w wypadku zagrożenia jednej ze stron, a nie na podstawie art. 5, w którym jest mowa o zbrojnej napaści. Ankara miała początkowo zamiar sięgnąć po art. 5, ale nikt nie był skłonny uznać incydentu za zbrojną napaść.
– Był to najprawdopodobniej zwykły przypadek wynikający z nerwowości dowódców syryjskiej armii oraz braku należytej kontroli – przekonuje gen. Brisset. Decyzje o zestrzeleniu samolotu zapadają w większości krajów na najwyższych szczeblach. Zdaniem gen. Brisseta wszystko wskazuje na to, że w Syrii jest inaczej.